sobota, 20 lipca 2013

[bajka raczej nie dla małych dzieci] Wyblakły Czerwony Kapturek

Tytułem wstępu: wasze komentarze sprawiły, że mnie "natchło" i mam w planach nie tylko bajkę o kopciuszku (jeszcze nie zaczęłam pisać, ale będzie to historia pokrętna^^) ale inne także (np. Śnieżkę^^). Na początek jednak zapodam obiecaną bajkę. O czerwonym kapturku (po latach). ;)
---
Wyblakły Czerwony Kapturek

Wiele lat po wydarzeniach opisanych w bajce Czerwony Kapturek, kiedy Babcia i Wilk dawno już leżeli w grobie – wspólnym, bo Wilk po nauczce związanej z zaszyciem mu kamieni w brzuchu z Canis Lupus zmienił się w Canis Familiaris, czyli psa domowego i bardzo się z babcią do siebie przywiązali – Czerwony Kapturek z Myśliwym żyli sobie wspólnie w małej chatce na skraju lasu. W sumie z biegiem lat i rozwojem miast, to stały się bardziej przedmieścia i przybyło im sąsiadów, ale nie o tym miała być ta bajka. Czerwień Kapturka nieco już wyblakła, ciało z grubsza zwiotczało i żar między dwojgiem kochanków też coś zaczął przygasać. Co tu dużo mówić – myśliwy zaczął szukać nowych wrażeń... w innych sypialniach. Spędzało to sen z powiek Kapturka. Pomijając ryzyko zakażenia różnymi nieprzyjemnymi, a nawet niebezpiecznymi chorobami, które wiąże się z częstymi zmianami partnerów seksualnych, po prostu tęskniła za swoim ukochanym. Przyszło jej do głowy, by spytać o radę babcię, ale wykopanie jej z grobu byłoby dość makabryczne i raczej nieskuteczne, toteż trzeba było wymyślić coś innego. Mogła spróbować wywołać jej ducha, ale w duchy nie wierzyła, więc darowała sobie tą metodę. Musiała poradzić sobie sama. Pomna opowieści o Archimedesie, który wymyślił swą najsłynniejszą teorię w czasie kąpieli, napuściła ciepłej wody do wanny, rozebrała się, ułożyła w wodzie... i poczuła burczenie w brzuchu, które zwiastowało głód. EUREKA! Mogłaby zakrzyknąć niczym wspomniany Archimedes, gdyż w tym właśnie momencie przypomniała sobie mądre słowa ukochanej babci: „droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek”. I już wiedziała co ma zrobić. Jak oparzona wyskoczyła z wanny, ubrała się szybko i pobiegła na strych, gdzie stała odziedziczona po babci skrzynia z tajemniczą zawartością. Babcia nie była zwykłą kobietą. O nie! Babcia była Wiedźmą – czyli tą, która WIE. Tęgi miała babcia umysł i znała się na wielu sprawach. Między innymi na leśnych skarbach i niekoniecznie typowych metodach ich zastosowania. Przewidując, że nie zdąży przekazać swej wiedzy wnuczce, gdyż jej córka, matka Kapturka była kobietą bogobojną i nie chciała by jej córka „zaprzedała duszę diabłu parając się czarną magią”, spisała całą swoją wiedzę i umieściła zawierające ją zeszyty w skrzyni. Kiedy matka Kapturka zmarła nagle w wyniku nieszczęśliwego wypadku – kopnięta przez byka, którego chciała wydoić, bo wzrok miała nie najlepszy i pomyliła go z krową – Babcia przekazała Kapturkowi wiedzę dotyczącą zawartości skrzyni. Do tej pory Kapturek nie była na tyle zdesperowana, by uciekać się do takich metod, jednak teraz konieczność zmusiła ją do szybkiego i zdecydowanego działania. Bez problemu znalazła to, czego szukała – zeszyt oprawiony w czarną skórę z wyrytą na okładce trupią czaszką. Otwarła zeszyt i zaczęła go przeglądać w poszukiwaniu najodpowiedniejszej receptury. Nie chciała zabić Myśliwego. Co to, to nie! Chciała tylko dać mu nauczkę i sprawić by przestały go interesować inne kobiety. Kiedy już wybrała, spisała go sobie na żółtej samoprzylepnej karteczce i wyszła z domu na poszukiwanie niezbędnych składników. Gdy koszyk miała już pełen, wróciła do domu i zabrała się do przygotowywania zupy. Znała dobrze swego męża i wiedziała, że przed wyjściem do którejś ze swoich kochanek lubił się porządnie posilić zupą wyjadaną prosto z garnka. Tym razem nie była to jednak zwyczajna zupa, ale nie uprzedzajmy faktów, oto bowiem Myśliwy powrócił do domu z wiadrem złowionych przez siebie ryb, które Kapturek będzie musiała oprawić. Doprawdy chyba robił jej na złość, bo nie dość, że miała dwie lewe ręce do takiej roboty, to na dokładkę nie lubiła ryb. Tak sobie przynajmniej myślała jego żona, bo Myśliwy ze względu na nową restrykcyjną politykę dotyczącą gospodarki leśnej, nie mógł już swobodnie polować i zajął się łowieniem ryb, szczęśliwy, że chociaż to może dla swej ukochanej żony zrobić. Myśliwy bowiem ciągle kochał Kapturka, chociaż miał mocno zaburzone pojęcie wierności małżeńskiej. Uważał, że ma prawo szukać młodszych i jędrniejszych ciał, które zapewnią mu trochę rozrywki, co w jego mniemaniu miało zapewnić trwałość ich małżeństwu. Mężczyzna zaspokojony seksualnie nie wdaje się w kłótnie, zwykł był sobie wmawiać. Ten prymitywny sposób zdawał się działać do pewnego stopnia, Myśliwy nie pomyślał jednak, że źródłem zaspokojenia mogła być również jego małżonka, bo temperament seksualny wcale nie kryje się tylko w młodych kobietach, ale nie był zbyt rozgarnięty w tej kwestii i to właśnie sprawiło, że nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ranił swoim postępowaniem żonę, która była mu wierna. Powróćmy jednak do głównego wątku. Myśliwy wszedł do domku i wielce się uradował na widok garnka z parującą, gorącą, zupą, którą dla niego przygotowała Kapturek. Szybko nałożył sobie do miski słuszną porcję i pochłonął łapczywie. Kiedy był już syty, poklepał się z zadowoleniem po brzuchu, odstawił miskę do zlewu i udał się na spotkanie z panną Anielą, którą uwodził dnia poprzedniego i udało mu się z nią umówić na dzisiejszą schadzkę w nieużywanej stodole nieopodal jej domu. Ledwie tam doszedł, zdążył tylko wybałuszyć oczy na widok niczym nieosłoniętych, dorodnych wdzięków oczekującej go panny Anieli i natychmiast musiał wybiec do stojącej obok wygódki. Oto bowiem zaczęła działać zupa z przepisu Babci Kapturka. W idealnym momencie można by rzec. Panna Aniela nie zdziwiła się tym, że wybiegł za nagła potrzebą, ale kiedy po dłuższym czasie nie wracał zaniepokoiła się nieco. Ubrała się naprędce i pobiegła sprawdzić co też się mogło stać jej niedoszłemu kochankowi. Myśliwy tym czasem zmagał się z nagłym atakiem biegunki, czyli inaczej mówiąc... sraczki. Srał i srał, jakby miał już nigdy nie przestać. Na szczęście zupełnie mu nie przyszło do głowy, by powiązać swój stan ze zjedzoną wcześniej zupą grzybową, o nieco innym niż zazwyczaj smaku. Marzył więc tylko o tym, by znaleźć się w domu, pod opieką troskliwej żony, która miała sposoby na wszelkie dolegliwości. Panna Aniela zaś dłuższą chwilę dusiła się od tłumionego śmiechu. W końcu nie wytrzymała i pobiegła do swojej najlepszej przyjaciółki śmiejąc się tak głośno, że jej śmiech niósł się przez całe miasteczko. U przyjaciółki panny Anieli odbywało się właśnie przyjęcie dla innych przyjaciółek, wkrótce więc o przypadku Myśliwego dowiedziało się całe miasteczko, gdyż żony powiedziały mężom, ci kolegom i tak dalej... Plotkowano o tym przez wiele miesięcy po wydarzeniu. Myśliwy znany ze swych miłosnych podbojów był spalony. Nie myślał o tym jednak, bo kiedy wreszcie dał radę dowlec się do domu, Kapturek zajęła się nim troskliwie. Nie podała mu jednak od razu odtrutki, o nie. Przez kilka następnych dni na zmianę poiła go zdrowotnymi naparami ziół i... karmiła zupą przeczyszczającą, żeby poczuł się dostatecznie zgnębiony psychicznie. A gdy tak się wreszcie stało, zaczął pomału wracać do zdrowia. Pośpiech był tu wielce niewskazany, bo Kapturek potrzebowała czasu by go na powrót uwieść. A kiedy już miał dostatecznie dużo siły wypróbowała na nim wszystkie znane jej techniki uwodzenia. Prosty mężczyzna nagle zrozumiał, że młodość nie tkwi w ciele, a w duszy. Razem poznawali kolejne pozycje z Kamasutry. Myśliwy nigdy już nie szukał zaspokojenia u innych kobiet. Do końca swych dni byli ze sobą szczęśliwi.

KONIEC
---
PS Każdy ma Minionki... Mam i ja!
Utyłam pewnie na Happy Mealach z pierdyliard kilogramów, ale co tam^^ 

19 komentarzy:

  1. Zatchnęło mnie z wrażenia...Mogę powiedzieć tylko jedno - chcę więcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też chcę więcej! :D Powiem więcej - chcę wreszcie usłyszeć bajkę, która kończy się źle :>

    OdpowiedzUsuń
  3. No kochana, dużo już sposobów na faceta słyszałam, ale żeby sraczką?? Okrutnaś ;p

    Też chcę minonka :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A Minionkom po twojej bajce włos stanął dęba... wiesz ... one wszystko biorą na poważnie... ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skąd je wzięłaś???? Nigdzie nie mogę ich znaleźć... czy to tajemnica... :D

      Usuń
    2. Happy Meal w Mcdonaldzie ciociu :)

      Usuń
  5. Świetna bajka, strasznie mi się ona spodobała :D.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny sposób na niewiernego faceta xD
    Jestem bardzo ciekawa Twoich wersji innych bajek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. dooobre!!! ja chce jeszczeeee!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chcę Minionka! No chcę!!
    I przepis na zupę też chcę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No, no, no...takiej bajki to jeszcze nie czytałam-wielce zajmująca :)
    Ciekawa jestem innych, czekam niecierpliwie !!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Czekam na resztę bajek ;)
    Musze kupić sobie minionka, można też kupić bez Happy Meala, samą zabawke, przynajmniej w niektórych McDonaldach :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No! padłam z wrażenia!!!! hA HA! =)
    Zaskakujące, że myśliwy był tak dobrze wychowany, że odnosił za sobą talerz do zlewu...
    niezłe!!!! Gratuluję pomysłu!

    OdpowiedzUsuń
  12. A! właśnie.... pamiętam te drewniane laleczki - są świetne!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ahahaha, genialne! :D
    Czekam z niecierpliwością na Kopciuszka :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wyobraźnia działa cuda :D Uśmiałam się strasznie :P
    Czekam na Kopciuszka, zapewne będzie równie (albo nawet bardziej) śmieszny ^.^

    OdpowiedzUsuń
  15. Załatwiła męża sraczką...Super!!!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja też chce takiego Minionka :)

    Kultura

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :))