niedziela, 18 lipca 2021

#1

Ulalalalaa ależ gorącooo ;)

Ja z tych co cieszą się jesienią, bo mogą oddychać i migreny tak nie męczą ;)

Dziś w programie dużo różności i cztery spotkania połączone z konsumpcją ;) Nie dzielę tym razem na daty. Jedynie zdjęcia są poukładane chronologicznie, ale nie chce mi się pisać "środa n-ty dzień lipca" itp. Nie w tym wpisie. ;) Dajcie znać, jeśli mam następnym razem dawać dokładne daty.

Arbuzika?

Fejsik zrobił mi psikusa i zablokował możliwość udostępniania, kiedy chciałam udostępnić post biednego chorego kotka. Ja wiem, że tak się wielu przydarzyło. Ale heloł Fejsiku. Kotka chorego?

Zapomniałam wyjąć lasagne z plastikowego opakowania przed włożeniem do piekarnika. Lasagne się udała, nic nie spaliłam i nie zniszczyłam ale opakowanie zmieniło kształt. ;)
Zaszczepiłam się w końcu drugą dawką i czuję się odrobinę bezpieczniej :)
W autobusach najwyraźniej też tak się czują, bo zamiast wielkiej płachty oddzielającej kierowcę od pasażerów są tylko dziwne konstrukcje z taśm ;)

 
 
Koteckowi chciałam zrobić jakieś ładne zdjęcie... 

Kotecek wcale nie był zły. W głupim momencie ziewnął. ;)

A potem utknęłam w Droncebie, bo akurat zaczęło padać dość mocno

Znowu wsiąknęłam w Medicopter. No kocham ten serial. Znam niemal na pamięć, a wciąż przeżywam ich przygody, jakbym tam z nimi była.
Drugi pomógł nam pakować paczkę dla mojej dwuletniej już bratanicy :)

A potem pojechałam na pierwsze spotkanie. Poznałam w końcu Wojtka, z którym razem studiujemy. Zabrał dzieciaki do Kowar i po drodze spotkaliśmy się w pewnym lokalu znanej sieci, gdzie można zjeść frytki i nie tylko. ;)

Mamy oczywiście wspólne foto, ale ja szanuję prywatność moich znajomych i dlatego jest takie foto bawialni w Kowarach, do której Wojtek zabrał dzieciaki. Mówi, że poleca.

Ja za to nie polecam sklepiku przy Parku Miniatur. Chciałam sobie kupić brelok z Krecikiem. Ale kilkucentymetrowy brelok za 52 złote? Nope. W dodatku telefon mi się zresetował, kiedy robiłam zdjęcie tacie pod jednym zamkiem, który widać spoza ogrodzenia. A telefon taty zrobił wadliwy plik, którego nie da się uratować. Więc mamy tylko takie z parkingu.
A potem wróciliśmy bezpiecznie do Jeleniej Góry. Uf. Nie dla mnie dalekie trasy w roli kierowcy.
Drugi zwany Dziabągiem powinien był urodzić się pod znakiem Wodnika. Albo jako Foka Bałtycka. ;) Uwielbia kapiącą z kranu wodę.
I śpi w fantastycznych pozycjach. Ma długie nogi do samej podłogi. ;)
Następne spotkanie było najbardziej wyczekane. Po wielu miesiącach rozłąki spotkałam się z ulubienicą czytelników. Anną! :) Uczciłyśmy to ciasteczkiem.
A potem kolejne wyczekane. Z drugą ulubienicą. Moniką! Po niemalże roku. Tu zaszalałyśmy i poszłyśmy na sushi. Jeśli mam być szczera, to najbardziej smakowała mi herbata. Sushi pachniało mi i smakowało rybą, taką  z mulistego jeziora, chociaż nie zamawiałam z rybą. Zamówiłam jedne rolki tylko z jajkiem, a drugie z kurczakiem i kilkoma owocami oraz warzywami. To z kurczakiem byłoby super, gdyby nie ten rybny posmaczek i zapaszek. To jajkowe było trochę nijakie. Brakowało mu np. spicy mayo.
Za to lampę w kiblu mieli taką "instafriendly" xD
A kilka dni później kupiłam bilet na pociąg! Wyprawa była! Ale to co mnie w kupowaniu biletu rozbawiło, to określenie "bambetle", którego już dawno nie słyszałam. :)
A wyprawa była niedaleka ;) Do Wrocławia, w którym ostatnio byłam w grudniu 2019, kiedy próbowaliśmy jeszcze ratować nogę taty. Potem już tylko przejazdem do Łodzi i z powrotem.
Ah znajome miejsca :)
I nowe krasnalki :) Małpoludowi musiałam zrobić zdjęcie :)
A wyprawa była po to, żeby poznać TRZY cudowne kobiety, z którymi studiujemy w tej samej grupie co z wspomnianym już Wojtkiem. Darię, Gosię i Oliwię. Z racji różnych miejscowości trudno nas zebrać razem. Może się uda przed obronami. Haha. Dziewczyny piły kawę, a ja lemoniadę.
Do jedzenia była "zielona szakszuka", czyli taka trochę warzywna brejka z jajem sadzonym. Ale smaczne. Chociaż najlepsze było to pieczywko. xD
Rzut oka na jedzonko ;)
Spotkanie niestety było krótkie, gdyż dziewczyny musiały wracać do pracy. Zostało mi zwiedzanie w drodze na dworzec, bo upał dał mi się we znaki i postanowiłam wracać od razu po spotkaniu.
Krasnal z lombardu
Remont torowiska
Dawno nie robiłam zdjęcia butów na studzience ;)
Kolejny krasnal :)
A to mnie rozbawiło mocno. Kiedyś ludzie sądzili, że tak naprawdę wyglądały bary w PRL. Ale prawda jest taka, że to było tylko w jednym filmie. xD
A teraz taki stolik stoi jako reklama baru Konspira
Te krasnale już znam, ale i tak chciałam je odwiedzić :)
Za to tego nie znałam i nie wiem czemu ktoś mu kłódkę zapiął
Kiedy zauważyłam, że woźnica zaczął pić wodę zerknęłam czy na bryczce są jakieś rzeczy dla konia. Widziałam dwa wiaderka, więc mam nadzieję, że koń też dostawał pić. Bo było gorąco.
Nie wiem skąd ten krasnal wyłazi i co zakosił, ale mógłby się podzielić ;)
Gadający uchwyt na papier toaletowy - okazja ;)
Oj kusiła mnie Kalimba, ale za 100zł to trochę dla mnie za dużo :) nie stać mnie - nie pracuję, to nie zarabiam
Fontanna... a tam w tle coś się buduje. Co do Wrocka przyjeżdżam, to się coś buduje :)
A od Gosi taaaaakie cuuuuudne kwiatki dostałam :) No boskie :)
Potem było czekanie na pociąg :)
Stacja o dziwnej nazwie Mokronos Górny. To są jakieś Mokre Nosy Dolne? Myślałam, że człowieki mają jeden nos. I zawsze jest Górny. ;)
A potem tak się nagle zachmurzyło... lalalala i zaczęło lać.
To weszłam do małego lokalu z burgerami. Gdyby podali mi zamówienie kilka minut wcześniej, to udałoby mi się wrócić w czasie, w którym akurat padało najsłabiej. Ale pańcia wolała podać najpierw kolesiom, którzy złożyli zamówienie po mnie... A mnie kazała czekać. Lekki skandalik powiedziałabym. Ale przynajmniej burgerki nie były takie złe. I sosik do fryteczek.
No. Będzie tego. Ze dwa tygodnie wam podsumowałam w jednym wpisie. :)

Z tej okazji dzisiaj nagroda dla wszystkich których suszi z powodu gorąca i ilości właśnie przeczytanych słów i obejrzanych zdjęć ;)

HOWGH!

2 komentarze:

  1. Wiesz, nigdy nie jadłam sushi, ale moje wyobrażenie o nim jest mniej więcej takie, jak Twoje odczucia po zjedzeniu dań rybnych bez ryby. Czyli sie pokrywa z Twoim. Raczej nie skosztuję. Małpiatek na noszach mnie rozczulił. :D Kocham te mordki małpkowe, ale to już kiedyś pisałam, więc chyba wiesz. Fajne są też te krasnale we Wrocławiu, Kiedys były tez na lotnisku, nie wiem dlaczego juz ich tam nie ma :-( Usciski. Miło bylo poczytać :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prześledziłam cały post z prawdziwą przyjemnością :-)
    Pozdrawiam serdecznie i ... pojawiaj się tu częściej!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :))