sobota, 7 grudnia 2019

nieregularnik #7

Znacie to uczucie? Wszystko wydaje się ok, idzie swoim torem, zaczynacie się czuć bezpieczni aż tu nagle yeb! Ziemia rozpada się pod waszymi stopami i zaczynacie spadać w bezkresną otchłań z przerażającą świadomością rozpaćkania się na dżem truskawkowy? Ja wolałabym nie znać tego uczucia... A w tym tygodniu Ziemia yebnęła dwukrotnie.
Na szczęście były też punkty jasne, więc jeszcze mam cień nadziei, że w locie złapie mnie jakiś Supermen, ewentualnie załoga Medicoptera lub GOPR czy Bergretter z serialu na Romance TV... No dobra, zejdźmy na Ziemię. Nikt mnie nie złapie. Muszę wyciągnąć z kieszeni składaną miotłę i sama zacząć latać. Bo tak właśnie narodziły się wiedźmy i czarownice. To wcale nie są brzydkie babska. To po prostu silne kobiety, które nauczyły się radzić sobie same. :)
...
Tylko kogo ja oszukuję. Ja nigdy nie byłam silna... I zapomniałam tej cholernej składanej miotły. Ratunkuuuu!
---
Zapraszam do przeglądu tygodnia, w którym spotkamy ulubienicę czytelników Pannę Annę, zrobimy tradycyjny przegląd tytułów bulwarowej prasy i pojawi się nieobecny przez chwilę na łamach bloga Eryczek. Na końcu tradycyjnie już coś słodkiego - odchudzać się będziemy na Nowy Rok (czy powróci Order z Ziemniaka? Dowiecie się w Styczniu^^). ;)
---
Sobota
Ten dzień jakoś dziwnie obfitował w zwierzątka ;)
Począwszy od tego Strusia spotkanego przy ławce podczas łapania ostatnich ciepłych promieni słońca
Poprzez sympatycznego psa w autobusie z sympatycznym panem (jest taka jakaś zależność, że zazwyczaj jak pies sympatyczny to i właściciel również sympatyczny)
Był też Jelonek albo Renifer na wystawie sklepowej
A to nie zwierzak tylko dzwonek do apteki ale wygląda jak przycisk do starej windy, więc wydał mi się ciekawy
Na Kiepurowie zrobili masakrę drzew, a tu wykorzystali stare boisko i robią kolejny markiet. Zastanawiam się na cholerę nam tyle tych markietów.
Zaglądnęłam przez płot jak idzie budowa. Czy to już "dziennikarstwo śledcze"? xD
A przy tym plastikowym zwierzaku spędziłam kilka minut, bo sam się do mnie odezwał jak przechodziłam. Jak zapytał, to byłoby niegrzecznie gdybym nie odpowiedziała prawda? To przy okazji zrobię wam mały "review" zabawki xD
Trochę za często mówi "nie rozumiem", więc trzeba mówić "głośno i wyraźnie". Algorytm ma całkiem dobrze zrobiony, bo zadaje dobre pytania i jest w stanie odgadnąć jakie zwierzę masz na myśli. Ja myślałam o kocie i odgadł. Pytając między innymi czy zwierzę jest większe od piłki futbolowej, a mniejsze od mikrofalówki. ;)
Fajnie świecą mu się oczy jak gada, ale jak na swoją plastikowość i rozmiary, to cena ponad 100zł wydaje mi się mocno przesadzona. Może też się dość szybko znudzić (no bo ile razy masz ochotę odpowiadać tak lub nie na pytanie o mikrofalówkę czy piłkę?).
W każdym razie chwila zabawy w sklepie była dla mnie jednym z jasnych punktów.
Posiedziałabym na ławce na przystanku czekając na autobus, ale... "Rurku ten stół jest jakby nieczysty"...
Aż przykro się wysiada na przystanku obok "pola nędzy i rozpaczy". Te drzewa tak fajnie chroniły przed upałem jak czekałam na autobus latem...
Niedziela
Mam tak zwaną pomroczność jasną i zupełnie nie pamiętam co robiłam w niedzielę. Poza tym, że zachciało mi się rękodzieła na ramce do tkania. Pewnie oglądałam Słoneczny Patrol z lat 90tych, bo w sumie to dużo czasu w tym tygodniu spędziłam oglądając odcinki po angielsku. Nie to żebym się chwaliła, ale oglądając bez tłumaczenia po jakimś czasie coraz więcej się rozumie. Dobry sposób nauki. Chociaż nadal wielu słów nie znam i bywa, że pytam wujka Gugla "co też te bejłocze tam szprechają". Ale skoro już o tych bejłoczach. Zauważyłam, że potrafili kiedyś dobrze budować napięcie wcale nie pokazując krwawych scen i używając minimum efektów specjalnych. Chociaż te ich podwodne wybuchy to były tak chamsko wklejone jakby dziecko w przedszkolu robiło kolaż ze zdjęć z gazet wspomagając się tępymi nożyczkami i klejem w sztyfcie. A raz widziałam mikrofon na wysięgniku, który pokazał się w scenie (teraz powtórzyliby ujęcie ale kiedyś takie ujęcia robiło się na taśmie filmowej i szkoda było pieniędzy). Trochę nauki angielskiego i trochę śmiechu. Nauka i zabawa w jednym. Polecam. Haha.
W sumie to mogłam też oglądać Jasnowidzącą Babę Wangę co wyjaśniałoby zainteresowanie tkaniem. Ciekawe miała losy owa Wanga. Straciła wzrok przez burzę piaskową, a potrafiła sobie radzić niemal tak dobrze jakby widziała. Niby  przepowiednie Wangi się sprawdzały, niby niektóre przepowiednie naszego polskiego jasnowidza Jackowskiego też, ale jakoś wciąż nie wiem jak się do tego odnieść. Czy to coś normalnego czy nienormalnego. Wątpliwości mam pewnie dlatego, że jednak niektóre z tych przepowiedni się nie sprawdzają...
Poniedziałek
Wybraliśmy się z tatą do centrum. A tam taka proszę ja was jej wysokość różowość.
Czy to domek z betonu pełen płatnej miłości? ;)
Obok takie oto podpierające się laseczką drzewko zbiera potrzaskane dachówki...
Ja naprawdę rozumiem, że odnowione jest lepsze od starego...
...Tylko nie jestem przekonana co do koloru... Jasne, zawsze lepszy niż taki bury, ale wciąż...
A niedaleko jest dworzec kolejowy i jeden z klubów imprezowych. Ponoć jakiś modny. Nie wiem nigdy nie byłam. Jakoś nie czuję się swobodnie w miejscach pełnych ludzi i głośnej muzyki.
A przy dworcu wsiedliśmy w autobus i podążyliśmy w kierunku miejsca z kolejnym jasnym punktem. Nie chodzi mi o tę studzienkę, chociaż przyznaję, że ten słonecznik był całkiem wesoły.
Nie chodzi mi również o "bohaterskiego Łukasza który kłem narwala celował w terrorystę, a królowa mu dziękuje"...
Swoją drogą szanuję czyn tego pana, chociaż ten kieł narwala brzmi totalnie abstrakcyjnie xD
Nie mam też na myśli "Męża, który wyrzucił Marylę z domu"
Mam na myśli tę oto pięknie wydaną trylogię, której rozmiary prezentuję w porównaniu z kotem trochę większym niż normalne miejskie kurduple.
Pierwszy raz poznałam tą serię na jakiejś promocji w Biedrze lub księgarni. Za dychę nabyłam pierwszy tom. Okazało się wtedy, że oni podzielili tomy na części (dodatkowo drugiego tomu w obu częściach już nie dało się kupić)... a ostatniego nie przetłumaczyli wcale... czyli właściwie kupiłam część pierwszą części pierwszej... Spodobała mi się jednak tak bardzo, że zapragnęłam poznać resztę. Dzięki bibliotekom udało mi się przeczytać całość tomu pierwszego i drugiego (w sumie 4 książki), ale jak mówiłam trzeci nie został przetłumaczony... cierpiałam sobie w milczeniu, aż tu nagle jakiś rok temu gruchnęła wieść, że serial będzie na podstawie. Serial okazał się tak wielkim sukcesem, że nie tylko będą kolejne sezony, ale też... tak! Przetłumaczyli trzeci tom i wydali całą trylogię w ładnej twardej oprawie już bez bawienia się w dzielenie tomów na części. Trzeci tom premierę miał w październiku, ale dopiero na tak zwany Black Friday udało się dorwać okazję 3 w cenie 2. Tym samym odebrałam swój pierwszy prezent imieninowy. Mój kolejny jasny punkt tygodnia.
Wtorek
Trafiłam na ostatnie szkolenie Mikołajów przed 6 grudnia.
Zastanawialiście się jak wchodzą przez kominy czy szczeliny w oknach? Mają po prostu różne rozmiary. Ot tajemnica wyjaśniona. Spryciarze. ;) (wybaczcie łapę w rogu zdjęcia, tradycyjnie już jedyne ostre mam z fragmentem własnej ręki, a bez ręki są nieostre...)
Takie tam w kolejce do kasy ;)
Prasówka. Teraz wiemy czemu Mąż wyrzucił Marylę. Nie chciał jeść masła. A to gagatek! Chociaż po prawdzie, jeśli pani Maryla na kostkę masła kładła kromkę chleba zamiast chleb smarować odrobiną masła, to ja tego pana męża byłabym w stanie nawet zrozumieć. ;)
Środa
Tylko w moim świecie tort można jeść na śniadanie ;) zwłaszcza w imieniny xD
Częstujcie się. Szwarcwaldzki wiśniowy. Mój ulubiony. Kupujemy go dwa razy w roku. Na moje urodziny w kwietniu i na moje imieniny w grudniu. xD
A potem przestało być miło. Dostałam dziwnego maila z uczelni, że zajęcia odbywają się zgodnie z harmonogramem jakiejś innej uczelni i mamy się wstrzymać z wpłatami do czasu podania nowego numeru konta... sprawdziłam więc stronę uczelni, a tu jakaś informacja... no to klikam...
I moim oczom ukazuje się następująca treść:

"INFORMACJA WYŻSZEJ SZKOŁY SZTUKI I PROJEKTOWANIA
W ŁODZI

Uprzejmie informuję Państwa składających dokumenty w czasie
ogłoszonej rekrutacji na studia, że Wyższa Szkoła Sztuki
i Projektowania w Łodzi w roku akademickim 2019/2020 nie prowadziła
rekrutacji na studia, nie podpisywała umów o kształcenie ani nie uruchamiała
procesu studiów
Szkoła Wyższa Ekonomii im Zarządzania w Łodzi, bez zgody założyciela Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania, wykorzystała stronę internetową WSSiP jak własną, prowadząc
na niej nabór na studia bez zgody Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Również bez wiedzy i pozwolenia założyciela, na bazie uzyskanych do wglądu
materiałów ze strony internetowej WSSiP, założyła na Fb nową stronę internetową
Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania, której jest administratorem i na której
ogłosiła i prowadziła rekrutację na studia w roku akad. 2019/2020 oraz podała
numer konta bankowego WSSiP w miejsce konta Szkoły Wyższej ekonomii i Zarządzania.
Jako, że wszystkie informacje przekazane Państwu przez Szkołę Wyższą Ekonomii
i Zarządzania są nieprawdziwe, nieuprawnione i wprowadziły Państwa w błąd,
koniecznym stało się poinformowanie o powyższym.
W powyższej sprawie należy kontaktować się ze Szkołą Wyższą ekonomii
i Zarządzania w Łodzi jako nie uprawnionym organizatorem tego
przedsięwzięcia.
Założyciel WSSiP w Łodzi"

To było właśnie pierwsze "YEB!". Na mój telefon babka powiedziała, że oddzwoni, bo nie ma czasu, po czym nie oddzwoniła. Na maila z pytaniem na jakiej podstawie prowadzili rekrutację odpisali lakonicznie, że uczelnia jest wpisana do rejestru. Na domiar złego mój promotor też milczy... Także tak. Najprawdopodobniej moja umowa jest nieważna, a tym samym nie mam ubezpieczenia zdrowotnego. I przypuszczalnie czeka mnie wyjazd do Łodzi celem załatwienia spraw osobiście, bo chyba nie mają ochoty na kontakty telefoniczne i mailowe.
Jedyne dobre wiadomości w tej sprawie są dwie: nie zdążyłam nic zapłacić i nie będę musiała robić bezpłatnych praktyk. xD
Odsuńmy jednak na chwilę od siebie czarne myśli i pójdźmy na przystanek celem udania się na spotkanie. No a jakżeby inaczej!
Z Panną Anną!
Mały spacerek po Cieplicach przez Plac Piastowski obok Pałacu Schaffgotschów, który jest siedzibą wydziału zamiejscowego Politechniki Wrocławskiej.
Za pozwoleniem osobistym Panny Anny upubliczniam wizerunek jej dłoni. Była Ania z Zielonego Wzgórza, to macie Anię z Zielonym Lakierem xD trochę było z tym śmiechu, bo tak jak Ania z powieści chciała mieć czarne włosy, a w rezultacie wyszły jej zielone, tak też nasza Panna Anna chciała kupić czarny lakier, który złośliwie okazał się zielony. Całkiem ładny zielony nawiasem mówiąc. Pomyłka wyszła na dobre.
Była też pizza i herbata. Pokarm Bogów. Pomijając herbatę, bo to był zwykły lipton... na szczęście z cytryną i cukrem dało się wypić. Panna Anna sprawdzała czy w pizzy "Cztery Sery" naprawdę są cztery sery i w sumie stwierdziła, że nie jest pewna czy są trzy czy cztery. Ja to w ogóle różnicy nie czułam jak spróbowałam kawałek. Chyba ze mnie z koziego zada trąba, a nie tester jedzenia. ;)
Moja Margherita mniam, ale gdyby dodali świeże listki bazylii, to byłby odlot.
W takim przytulnym małym lokalu fajnie się siedziało i gadało. Na przykład o magii.
Z Panną Anną chyba jednak nie powinno się poruszać takich tematów. Bo jak chwilę później powiedziała, że parówki są rakotwórcze, to dopadła ją "instant karma" i obgadywane parówki się zemściły oblewając ją herbatą. Sorry Aniu, o parówkach dobrze albo wcale. xD
Ale żeby być fair, to potem ja coś palnęłam o czymś (nawet już nie pamiętam co to było) i prawie wpadłam na słup od lampy. xD
W drodze powrotnej na przystanek minęłyśmy takie o to drzwi
A niedaleko nich taki Duch Gór, Karkonosz czy tam Rzepiór z brodą w barwach LYGYBYTY ;)
Weszłyśmy do środka a tam skarby...
Tylko czy Świeżaki to już Antyki skoro teraz w Biedrze rządzą Słodziaki? ;)
Idąc dalej mijamy ładnie oświetlony budynek Poczty.
Potem podjechałyśmy do centrum Jeleniej Góry, a tam na wystawach już świąteczne dekoracje
Na Placu Ratuszowym postawili choinkę
A przed nią stoi jakiś tron do zdjęć. Tylko jakiegoś czubka na szczycie choinki brakuje. Hehe.
A potem poszłam sobie nacieszyć oczy w sklepie. Niestety te małe Moncziczi są strasznie drogie, czasem taniej wychodzi większa używana.
A na koniec wróciłam do domu, gdzie pod blokiem rozbłysły choinki ;)
Skoro tak troskliwie ostrzegają żeby sprawdzić czy jest kabina to sprawdzę...
Nie wiem o jaką kabinę im chodziło, ale żadnej nie znalazłam... prysznicowej tam nie było, kabiny pilota też nie... ale co tam... jadę ;)
Mijam sobie piętra jedno po drugim aż dotarłam na swoje. Potem oglądałam bejłocze i tak jakoś minęła reszta dnia...
Czwartek
Na początku aż tak źle nie było (pomijając ten telefon do Łodzi wspomniany). Przyszedł sobie prezent imieninowy. Patrzył wielkimi oczkami wyczekując aż go wyjmę ze skrytki.
To wyjęłam. ;)
W paczce była większa ramka do tkania. Bo mi się to całe tkanie spodobało (tak samo jak spodobało mi się w 2016^^ http://surrealistyczny.blogspot.com/2016/02/wiosna-w-zimie-biedroneczki-w-kropeczki.html). Tylko zabrakło instrukcji jak to konkretne naciągnąć nitką (tudzież tak zwaną osnową). Polaku sam sobie kombinuj.
A w ciągu dnia próbowałam sprzątać pokój. Chociaż długa droga przede mną. A potem nadeszło drugie YEB! I mi się wszystkiego odechciało. Tato od kilku dni mówił, że go noga znowu boli, więc umówił się do lekarza. Co się okazało? Znów jest gorzej, bo pańcia lekarynka zapomniała była powiedzieć, że jeden lek to tata już do końca życia brać powinien. Oczywiście wedle niej to na bank powiedziała, ale mój tatko skrupulatnie bierze wszystkie leki i na bank by pamiętał, że ma coś brać do końca życia. Pamiętałaby też mama, która z nim na wizytach była. Tato bierze teraz zastrzyki i trzymamy kciuki, żeby obyło się bez kolejnej operacji. Prosimy też o wasze kciuki i ciepłe myśli. Wykończą nas ci lekarze...
Piątek
Czy to z nerwów czy czegoś inszego dopadła mnie migrena, więc dzień zaczęłam od porcelanowej dyskusji ze stolicą Łotwy...
Potem sobie leżałam i cierpiałam. Pod wieczór dałam radę zjeść sucharka i napić się herbaty.
Znalazłam też trochę siły na uwiecznienie Eryczka w roli pomocnika Mikołaja. W sumie to chciałam was okłamać, że nie robiłam zdjęć, bo musiałam Mikołaja w roznoszeniu prezentów zastąpić a robota była top sikret, ale nie umiem kłamać...
Sobota
Tym razem dzień powitałam bólem zatok. Ale trzeba było się zwlec na zakupy i pomóc wysłać paczkę z prezentami dla bratanicy.
Skoro już byłam w sklepie to uwieczniłam taką ciekawostkę. Moja mama ze śmiechem wymyśliła hasło reklamowe: "zamknij mordę i żryj ten chlep" (koniecznie z P na końcu^^).
Niech więc Piekarnia Morda wystąpi w roli sponsora ciastek dla wytrwałych (są z innej piekarni, ale nie wdawajmy się w szczególiki bez znaczenia^^). Grupa Darwin ma Piekarnię Habadzibadło, to my będziemy mieli Piekarnię Morda. A co!
I w nagrodę specjalną z okazji Mikołajek miś czekoladowy
Na tym kończymy przegląd tygodnia, bo nie mam już zdjęć i weny.
Do następnego!
Co złego to nie ja!
Howgh!

1 komentarz:

  1. Zauważyłam, że nowe Małpiatki to kosmicznie drogi rarytas... Dlatego łapię energicznie te ciucholandowe, kiedy tylko się trafiają. Mam już trzy :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :))