wtorek, 31 grudnia 2019

Szczęśliwego Nowego Roku!

Niech będzie lepszy niż poprzedni!
Zdrowia, szczęścia i pogody ducha!
A sobie życzę żebyście dalej mieli ochotę czytać tego bloga ;)

piątek, 27 grudnia 2019

nieregularnik #10

Witam, witam i o formę po świętach pytam. ;)
I przyszła ta chwila na ostatni pełny tygodnik w tym roku. Ostatnie dni grudnia podsumuję w krótszym wpisie w Sylwestra, albo w pierwszym odcinku styczniowym (co jest raczej bardziej prawdopodobne gdyż większość normalnych ludzi w Sylwestra świętuje zamiast czytać moje wpisy^^).
No cóż, będę szczera - za wiele to się w ostatnie dni ciekawego nie działo. Niemniej jednak coś tam się wydarzyło, a na dokładkę podzielę się z wami moimi recenzjami: serialu Wiedźmin oraz książki z cyklu Kwiat Paproci, bo dla rozrywki ostatnio nadrabiam ilość pochłanianych literek.
No to co? Gotowi? To jadymy!
Niedziela
Korzystając z handlowej niedzieli udałam się do osiedlowego markietu po Tipi dla Jedynej-Słusznej-Boginki-Oraz-Władczyni-Naszego-Życia-I-Domostwa = kotki imieniem Malutka (bo ciemniejsze plamki sierści nad jej oczkami układają się w literę M). Tak to Tipi wygląda na zdjęciu w gazetce:
A tu już Tipi zasiedlone przez Malutką (widać wyraźnie M na jej łebku)
Mieści się w nim cały kot
I może sobie nawet wygodnie pospać (troszkę szkoda, że sypia jedynie kiedy tipi jest ustawione na moim łóżku co sprawia, że ja nie mam za bardzo miejsca na nogi...)
Całą resztę niedzieli pozwoliłam sobie wykorzystać na oglądanie Wiedźmina 😎
Poniedziałek
Pomijając kupowane na ostatnią chwilę schabiki i szyneczki w programie zabaw znalazła się też wyprawa do miasta ze skierowaniem na Tomograf - jak ktoś nie wie jak takowy wygląda, to kiedyś pokazywałam miniaturkę na blogu:
Potem przeszłam się deptakiem (zaglądając po drodze do sklepów w poszukiwaniu podarków na ostatnią chwilę^^)
Te drzewka udekorowali uczniowie szkoły średniej, którą kilkanaście lat temu skończyłam :)
Zajrzałam też na Plac Ratuszowy (który w innych miastach zwą Rynkiem, a u nas Rynek to Targ handlowy^^) i udało mi się zrobić zdjęcie choinki bez dodatkowych ludzi na tronie - niestety za dnia, więc nie ma takiego efektu "łał".
A tu zdjęcie spod podcieni zwanych arkadami ;)
Zerknęłam do archiwum - tron w tym roku inny ale choinka niemal taka sama - tamta też była bez czubka...
Wracając zauważyłam pana leżącego na trawie a obok niego stało dwóch panów. Okazało się, że pan zasłabł, a panowie byli świadkami, więc zajęli się panem (jakiś inny pan podarował koc żeby pan który zasłabł nie musiał leżeć na gołej trawie) i oczywiście zadzwonili po pogotowie, więc poczekałam razem z nimi żeby się upewnić, że pogotowie przyjedzie, a jak przyjechało to odeszłam. Ucieszyło mnie, że są ludzie, którzy interesują się losem innych. Którzy nie wzięli tego pana za pijaka, a pomogli mu (jak się okazało pan kilka lat wcześniej przeszedł udar, więc miejmy nadzieję, że do drugiego nie doszło). Było też kilka mijających osób, które pytały czy mogą w czymś pomóc. Dobrze wiedzieć, że w bezdusznych czasach wzajemnych oskarżeń o prawactwo, lewactwo, brak wiary i takie tam, są jednak dobrzy ludzie. Dzisiaj (czyli w piątek) też byłam świadkiem jak inny pan w autobusie zasłabł. Pomogli mu inni dobrzy ludzie (ja tylko stałam obok z telefonem w gotowości), ale pan nie chciał żebyśmy wzywali pogotowie i powiedział, że czasem mu się tak zdarza z powodu choroby.
A tu opowiem wam historyjkę z niedzieli, kiedy to wracałam z tipi dla kota. Otóż wracam ja sobie radośnie ze sklepu... a w tym miejscu widzę ja wypięte cztery litery pewnej pani, która postanowiła ulżyć swojemu pęcherzowi. Podszedł do niej z telefonem jakiś pan - może zdjęcia robił, albo filmik kręcił (kto go wie) i tymi słowy do pani się odezwał "w miejscu publicznym?!". Owa chyba nie kojarzyła zbytnio o co mu chodzi - no bo przecież chyba każdy się wypróżnia będąc widocznym niemal z każdej strony świata prawda? Możliwe, że była pijana lub naćpana, bo normalna osoba próbowałaby się schować lub pobiegłaby do marketu po drugiej stronie drogi, w którym znajduje się toaleta...
Tu macie zdjęcie z drugiej strony. Ja rozumiem, że alkohol czy dragi potrafią pozbawić godności i zahamowań, ale mimo tego trochę mnie to zszokowało...
Potem wróciłam do domu i czytałam sobie Wiedźmina. Bo tak mnie naszło, że właściwie kiedyś brat i tata byli fanami tej serii, ale ja wtedy wolałam inny typ literatury. Gdy dorosłam do takich książek, brat wyprowadził się z domu i zabrał całą sagę ze sobą. Tak więc wyszło, że najpierw obejrzałam polski film, potem przeczytałam jedną książkę, która w dodatku nie była pierwszą w serii i dopiero teraz po obejrzeniu serialu od Netflixa zaczęłam czytać wiedźmińską sagę od początku. Tylko, że w ebookach, więc żeby zdobyć wam zdjęcia do recenzji musiałam pojechać do księgarni hihi.
Wtorek
Tak zwana Wigilia (czyli dzień przed świętem). Widzieliście już małpki świąteczne w poście z życzeniami, ale tym razem chcę wyjaśnić dlaczego na jednym było napisane Yule. Yule zwane również Jul (bo też i wymawia się to tak samo) to starogermańskie (znane od starożytności i czasów przedchrześcijańskich) święto Przesilenia Zimowego. Ułożyłabym chętnie napis Szczodre Gody by było bardziej po słowiańsku, ale chyba literek by mi zabrakło albo miejsca na długie słowa (poza tym zdjęcia były też publikowane na moim anglojęzycznym instagramie a oni by nie zrozumieli słowa Szczodry^^). To chrześcijanie tak dopasowali daty swoich świąt, żeby ludziom łatwiej było się przestawić na nową wiarę. Z tego co gdzieś przeczytałam to Jezus naprawdę urodził się w okolicy lata... Mniejsza o to. Ja świętuję przesilenie bo nie wymaga wiary w żadnych bogów a zwyczajne prawa natury - są przesilenia i równonoce? Są. No to je świętuję. Nawiasem mówiąc Wielkanoc też wypada jakoś tak "przypadkiem" w okolicy Równonocy Wiosennej. ;)
Tradycja ozdabiania drzewka pochodzi od starogermańskiego Jul, a różne potrawy (na przykład makowe) mają swoją symbolikę pochodzącą z czasów słowiańskich. To dlatego poszczególne kraje mają różne tradycje związane z grudniowymi świętami. Swoją drogą chyba wolelibyście nie wiedzieć jaką symbolikę ma kropienie przez kapłana potraw na Wielkanoc. Powiem wam tylko, że też jest starsza niż chrześcijaństwo. ;)
Na szczęście w Wigilię też jeszcze sklepy są czynne. Krócej, ale są, więc można kupić brakujące składniki - na przykład chleb i leki. Co do leków to ja wiem, że zawsze gdzieś jest apteka dyżurna, ale lepiej kupić wcześniej i nie musieć lecieć przez całe miasto do jedynej czynnej, która swoją drogą jest najdroższą w mieście i ma jakiś dziwny układ z miastem, bo zawsze ona jest tą dyżurną.
No ten tego. Ja wiem, że jest ciepło i śniegu nie ma ale bez przesady. Żeby po osiedlu tak bez ubranek latać? ;)
Wieczorem zjedliśmy sobie sałatki jarzynowej, wypiliśmy po kubku barszczu i mieliśmy dość ucztowania. Haha. Wręczyliśmy sobie drobne podarki i każdy wrócił do swoich ulubionych zajęć. Ja czytałam dalej Wiedźmina.
Środa
Zrobiłam sobie przerwę od Wiedźmina (zaczęłam drugi tom ale poczułam, że potrzebuję czegoś lżejszego) i zabrałam się za serię Kwiat Paproci autorstwa Katarzyny Bereniki Miszczuk. Na pierwszy ogień poszła Szeptucha. Ostrzyłam sobie zęby na tą serię już jakiś czas. Powiem wam, że się nie zawiodłam chociaż arcydzieło literackie to to nie jest. Niżej opiszę wam więcej. A tu macie barszczyk z uszkami i jest nawet choineczka. Led. Zmieniająca kolory. Bajer. xD
Czwartek
Czwartek to taki sam leniwy dzień jak środa. Jesz, śpisz i czytasz. Szeptuchę pochłonęłam w jedno popołudnie i zabrałam się za Noc Kupały, czyli kolejną część serii. Tą także pochłonęłam w jedno popołudnie. Lekka lektura. Zrobiłam też zdjęcie mojej kolorowej choineczki ledowej. Całe 9zł w markiecie. ;)
A potem namówiłam tatę na mały spacer dookoła bloku i poszukiwanie "grizłoldów". Mało ich w tym roku, a w przyszłym pewnie jeszcze mniej będzie bo prąd ma podrożeć o 12% a to niemała kwota...
Na naszym bloku ozdobiony jeden balkon, na sąsiednim dwa...
Ale na szczęście osiedlowe latarnie co roku też są przystrajane w różne ozdoby. Ładnie to wygląda.
Już miałam się załamać brakiem porządnego "grizłoldowa" aż tu nagle moim oczom ukazuje się to zjawisko:
Niestety bez teleobiektywu to mogłam sobie pomarzyć o dobrym zdjęciu. Macie takie byle jakie żeby było na dowód, że nie zmyślam. ;)
A nawet w święto "w dooooomach z betooonuuuu nie ma wooolneeej miłościiiii" ;)
Udało mi się też podejść blisko do jeszcze jednego siedliska grizłoldów, gdzie były migające światełka ;)
Piątek
Ach Piątek. Wreszcie sklepy czynne. Toteż raniutko, skoro świtanie... po dwunastej w południe znaczy ;) ruszyłam na wyprawę... po chleb, herbatę i jeden zapomniany lek. A przy okazji pooglądałam półki z różnymi produktami. Takimi żabami na przykład.
Takie stworki potworki ale wywołują uśmiech.
W drodze powrotnej trafiłam na "drzwi do wzięcia" ;) Może to wadliwe portale do różnych światów i komuś się nie podobało, że idąc do toalety trafiał do jakiejś krainy albo w przeszłość czy przyszłość. W sumie też by mi się nie podobało gdybym zamiast do cywilizowanej toalety trafiała do średniowiecznego wychodka. ;)
A po powrocie zagłębiam się w tom trzeci Kwiatu Paproci zatytułowany Żerca. Zaraz wam o nim nieco opowiem, ale najpierw Wiedźmin!
Pseudo-recenzja #1 (ze spoilerami)
Od tygodnia świat zachwyca się Wiedźminem lub wręcz przeciwnie - wyraża rozczarowanie produkcją. Firmy korzystają z popularności postaci i wykorzystują ją do reklam:
Swoją drogą nie mam pojęcia jak Samsung działa na potwory. Da się takiego potwora zatłuc smartfonem? Ewentualnie wydziabać oko rysikiem?
Wykorzystali wiedźmina nawet do reklamowania kebaba. Sprytne użycie znaczenia dwóch mieczy. Powszechnie uważa się, że jeden miecz jest na potwory a drugi do walki z ludźmi, chociaż w Ostatnim Życzeniu autor - znaczy się pan Sapkowski - wyjaśnił dlaczego Wiedźmin ma dwa miecze. Otóż na jedne potwory działa srebro, a na inne stal - czy żelazo (w tej chwili miesza mi się tu z serią od Miszczuk gdzie też są potwory, srebro i żelazo). Oprócz tego srebrny jest pokryty magicznymi runami, co wzmacnia jego moc i dlatego zwykle jest owinięty derką i przytroczony do siodła, a Wiedźmin walczy tym drugim, który ma przytroczony do paska na plecach.
A teraz od początku. W serialu mamy do wyboru trzy polskie wersje - napisy, lektor oraz dubbing. Pierwsze dwa czy trzy odcinki obejrzałam z lektorem, a resztę z dubbingiem. Zwykle jestem przeciwna dubbingowi tu jednak muszę przyznać jest naprawdę dobry. Aktorzy są nieźle dobrani, a do tego Netflix pomyślał o tych, którzy są przyzwyczajeni do Żebrowskiego w roli Wiedźmina, bo to on użycza bohaterowi swojego głosu w dubbingu. I bądźmy szczerzy - Polacy umieją wymówić nazwę Chociebuż. W wersji oryginalnej to brzmi jakoś  "hoczebysz" albo nawet gorzej. Do tego na Wyzimę mówią "łyzim" (przez "z""i", a nie "zi" ;) Poza tym w polskim filmie (a także serialu) Żebrowski nie przeklinał (nooo czasem powiedział jakieś "psiakrew"), a tu rzuca "k*wa" i brzmi to doskonale. Perwersyjnie doskonale.
Zgodności z fabułą nie oceniam. Zapowiadali, że to i owo zmienią. Podobał mi się wątek przeszłości Yennefer, której w książkach w ogóle nie było, więc właściwie jest w całości pomysłem twórców serialu. Bardzo dobrym pomysłem dodam. Po przeczytaniu pierwszej książki (bo głównie na niej oparty był pierwszy sezon) stwierdzam, że brakuje mi kilku wątków, a niektóre były opisane lepiej niż zrobili to w serialu, ale serial rządzi się swoimi prawami. Zresztą polski film i serial też stuprocentowo zgodne z fabułą nie były. Ale polski Jaskier jest bliższy mojemu wyobrażeniu. Ten netflixowy jest zupełnie inny. Według aktora, który go gra i podobno czytał książki to Wiedźmin nie Jaskier jest uosobieniem polskiego humoru. Chyba czarnego. Niezłe mają o nas zdanie nie ma co. Zmienili też jego charakter na kolesia, który we wszystkich się zakochuje zamiast rozkochiwać w sobie panienki, co robi książkowy Jaskier i co wpędza go w kłopoty. I uważają ponadto, że Jaskier nie umie śpiewać. Jaskier był wykształcony, a jego ballady były słynne co twierdził nawet Wiedźmin, który uważał Jaskra za swojego przyjaciela.
Realizacyjnie serial jest nierówny. Są odcinki mocne, trzymające w napięciu a są takie które ogląda się z myślą "eeeh niech już się skończy". Są sceny trzymające w napięciu, są sceny niepotrzebnego rozlewu krwi (moim zdaniem można to pokazać lepiej niż tak bezpardonowo uciąć komuś łeb czy rękę i okrasić to strugami krwi), niepotrzebne sceny seksu w stylu "baba na chłopie, chłop na babie, rachu ciachu = tak wygląda seks proszę państwa, już nie musicie oglądać pornola". Poza tym mając takie techniczne możliwości ich smok jest z deka brzydki. Nasz polski widać, że był słaby technicznie ale był za to wielki i ładny. Odtwórca roli Wiedźmina pasuje mi do tej roli. Jest całkiem spoko. Ale dopiero z głosem Żebrowskiego nabiera smaczku.
A teraz ciekawostka. W serialu Netflixa swój epizod ma Maciej Musiał. Gra on rycerza Lazlo na dworze królowej Calanthe. Długo sobie nie pograł ale i sama historia o królestwie Cintry nie jest za długa. Żeby było zabawniej powiem wam, że w polskim filmie i serialu na dworze Calanthe w Cintrze jest Haxo - kasztelan, którego gra... Andrzej Musiał. Nie kto inny a ojciec Macieja Musiała. Widać w Cintrze u Calanthe na służbie jakiś Musiał być musiał. ;)
Podobał mi się serial, ale książki podobają mi się bardziej. Fajnie też się czyta jednocześnie słuchając audiobooka.
Zaczęłam czytać Miecz Przeznaczenia dopiero, więc nie wiem jeszcze jak wyglądało spotkanie Ciri z Geraltem, ale powiem wam, że zarówno w polskiej ekranizacji jak i tej netflixowej jest wyjątkowo telenowelowe... śmiem stwierdzić, że lepiej to zrobili w polskiej wersji bo w serialu netflixa tyle czasu poświęcili tułaczce Ciri w poszukiwaniu Geralta, że zakończenie tego nagłą potrzebą wyjścia do lasu (bo miała jakiś sen) - a i on miał jakieś omamy słuchowe i polazł w las gdzie się wreszcie spotkali - było wyjątkowo głupie...
Nawiasem mówiąc bardzo wam polecam produkcję fanów inspirowaną Wiedźminem:
Pełnometrażowy film sfinansowany metodą zbiórek "co łaska", który można obejrzeć za darmo na YouTube. Rzecz dzieje się pół wieku po zakończeniu ostatniej części sagi o Wiedźminie. A w roli Jaskra ponownie wystąpił Zbigniew Zamachowski. I zdecydowanie podoba mi się dobór aktorki do roli Triss Merigold - jest lepsza niż ta z netflixa. Jest też trochę naszego swojskiego humorku -przekręcenie imienia Geralt na Gierwałt przez jednego z wójtów rozbawiło mnie setnie. Warto obejrzeć. Tym bardziej, że dźwiękowcy jakby nie szkoleni w Polsce, bo zwykle polskie produkcje mają skiepszczone nagrania dźwięku (tu za głośno, tu za cicho) a w tej produkcji jest w sam raz.
Skoro już sobie pomarudziłam o Wiedźmaku to teraz pomaltretujemy słowiańskie romansidło ;)
Pseudo-recenzja #2 (ze spoilerami)
Jak wspomniałam wyżej - słowiańskie romansidło z cyklu Kwiat Paproci. Takie fajne "co by było gdyby" Mieszko nie przyjął chrztu i Polska dalej jest słowiańska, a do tego jest monarchią. Imiona też Polacy noszą słowiańskie. Co drugi chłopak to Mieszko na cześć króla (obecny król to też Mieszko - jakiś trzynasty z kolei). Główną bohaterką jest Gosława Brzózka - w skrócie Gosia - absolwentka medycyny. Mieszczuch i hipochondryczka, która musi pojechać na obowiązkowe roczne praktyki do wiejskiej Szeptuchy. Bo Szeptuchy w tej rzeczywistości to taki przedsionek służby zdrowia - mogą udzielać pierwszej pomocy, leczyć proste choroby a do tego cieszą cię szacunkiem i mogą zarabiać niezła kasę za swoje specyfiki (a przynajmniej Baba Jaga - Jarogniewa - umie się ustawić w życiu i bez mrugnięcia okiem życzy sobie trzy stówy za jakiś proszek czy kremik). Gosława nie jest przekonana do praktyk u Szeptuchy, bo marzy jej się kariera lekarza w szpitalu. Do tego nie wierzy w słowiańskich bogów. Zaszczepiwszy się na tężec i inne możliwe choroby wyjeżdża na wieś. Poznaje tam Mieszka - ucznia lokalnego Żercy Mszczuja - nie wiem skąd pomysł na imię Mszczuj ale powiem wam, że choć zabawne to pasuje do tego konkretnego osobnika, który jest starym alkoholikiem z wyglądu przypominającym żula. Żerca to taki kapłan i jednocześnie wróżbita. Większość wróżów woli używać farby do wróżenia, ale Mszczuj pozostaje przy tradycji zabijania kurczaków - bo może je potem zjeść. Ot spryciarz jeden. I pędzi bimber w piwnicy. Mieszko jest tajemniczym przystojniachą przypominającym walecznego Wikinga - potężny mięśniak. Gośka natomiast okaże się "widzącą", która rodzi się raz na tysiąc lat tak samo jak mityczny Kwiat Paproci. Napar z tego kwiatka daje nieśmiertelność temu kto go wypije. Przepowiednia głosi, że Gosia go musi odnaleźć. Do tego bogowie postanowią sprawić, żeby w nich uwierzyła bo też im się marzy zdobycie kwiatka. Mieszko też by chciał kwiatka ale nie powiem wam dlaczego, bo to byłby za duży spoiler. Powiem wam tylko, że ma on powiązanie z TYM Mieszkiem, który nie przyjął chrztu a mimo to wziął ślub z Dobrawą.
Jak już pisałam to romansidło, więc wiemy wszyscy, że Gośka i Mieszko będą razem. Chociaż wcale to takie łatwe i przyjemne nie będzie. Była żona Mieszka też nieźle namiesza ale dopiero w drugiej książce pod tytułem "Noc Kupały". Będą Wąpierze (czyli takie nasze wampiry) i Strzygi, a Gosława okaże się ignorantką, która niczego nie wie na temat własnej kultury co niejednokrotnie wpędza ją w kłopoty z których ratować muszą ją inni (między innymi Mieszko^^). Obecnie czytam tom trzeci, w którym Mieszko po wydarzeniach drugiego tomu wyjechał i jeszcze nie wrócił. Pojawił się za to nowy Żerca na miejsce Mszczuja. Na moje oko porąbany fanatyk to będzie ale się przekonamy dopiero. Potem zostanie mi jeszcze tylko "Przesilenie" czyli ostatni tom przygód Gosi. Na szczęście autorka przedłużyła nam przyjemność i dodała do tej serii coś w rodzaju prequelu czyli tom Jaga, a w nim wspomnienia Baby Jagi z jej początków jako Szeptuchy, a także co ją łączyło z Mszczujem (częściowo dowiadujemy się tego w tomie drugim).
Bardzo podoba mi się to jaką panikarą jest Gosia. Panicznie boi się kleszczy i zarazków, więc nie pije nawet wody źródlanej. Szkoda, że po drugim tomie to się zmienia i Gosława nie ubiera już swojej zbroi przeciw kleszczom idąc do lasu... ;) do tego zupełnie nie umie gadać z facetami i zdarza jej się palnąć głupotę - "jesteś potężny... jak twój koń" walnie do Mieszka przy pierwszym spotkaniu. Pod tymi względami bardzo jestem do niej podobna. Uwielbiam też przedsiębiorczość Jarogniewy - nie da sobie wcisnąć jajek i kur w zamian za porady. Dla niej liczy się gotówka. Dla bardziej autentycznego wyglądu specjalnie garbi się przy klientach, nosi na włosach kwiecistą chustę i błyska zębami ze sztuczną złotą licówką, a do tego mówi gwarą (tylko przy klientach rzecz jasna). Umie zadbać o swój PR dzięki czemu nie mieszka w rozlatującej się chatce z oddalonym o kilkanaście metrów wychodkiem - ma wygodną willę naprzeciwko tej chatki. Chatka służy jej tylko do przyjmowania klientów - Budowanie marki osobistej ma kobita opanowane do perfekcji, bo cieszy się dużym szacunkiem i ludzie bez marudzenia płacą jej duże sumy za specyfiki, które czasami nie oszukujmy się są zwykłym placebo. ;)
Fajnie, że autorka opisuje też obrzędy świąt słowiańskich. Jeśli wydadzą wam się podobne do chrześcijańskich, to nie jest to nic dziwnego. Już wam wspominałam w tym odcinku tygodnika, że chrześcijanie nałożyli swoje święta na nasze żeby było nam łatwiej je zaakceptować przy zmianie wiary. Powiem wam, że kiedyś miałam Mieszkowi za złe, że przyjął chrzest i zniszczył nasze słowiańskie wierzenia, bo myślałam że była to jego fanaberia, żeby wziąć ślub ale tata wyjaśnił mi, że gdyby tego nie zrobił to Polska dalej byłaby najeżdżana w celu chrystianizacji i być może współcześnie Polski wcale by nie było... Chociaż przyznaję, że szkoda mi bardzo, że świat z książek Miszczuk nie jest rzeczywisty...
No dobra moi mili. Rozpisałam się tym razem.
W nagrodę za wytrwałość częstujcie się czekoladkami z nadzieniem. Ostatnia słodkość w tym roku. Potem muszę wymyślić inne trofeum, albo wróci Sir Kartofel.
Bywajcie! Do zobaczenia w kolejnym odcinku.
Howgh!

wtorek, 24 grudnia 2019

Wesołych Świąt!

Czy świętujecie Zimowe Przesilenie, Yule, Szczodre Gody
Czy Boże Narodzenie, Xmas czy tam Christmas
Zwał jak zwał!
Życzę zdrowia i wszelkiej pomyślności!
Wesołych Świąt!
Howgh!

piątek, 20 grudnia 2019

nieregularnik #9

Howgh! Witajcie w kolejnym odcinku tygodnika z telefonika. Tu słowa nie są obiektywne, a zdjęcia bywają nieostre i z palcem autora. ;)
To nie jest poważna fotografia, chociaż tematy czasem poruszam poważne. Nie wiem czy wam to odpowiada. Ale czasem muszę ulać sobie żółci. Czasem nawet dosłownie. Stolica Łotwy powinna mi dać honorowe obywatelstwo i klucz do miasta. ;)
W tym odcinku znowu spotkamy Pannę Annę - tym razem na legalu, a nie jak ostatnio "machu machu przez okno". Wyjedziemy również z miasta na kilka godzin. Będą też Małpie Figle. Na koniec nagroda, ale tylko dla tych, którzy dotrwają od początku do końca wpisu. Innym nie wolno. ;)
Nu! Nu! Ajem łoczink ju!
Wyjaśniliśmy sobie najważniejsze kwestie? To jadymy z tym koksem!
Sobota
Skoro świt po 12ej w południe ;) wyruszamy z domu celem nabycia najważniejszych dla życia produktów - czyli mleka dla kota i przysmaczków (mleko specjalne dla kotów - właściwie to bardziej napój witaminowy niż mleko). Ludzie sobie mogą żreć kit z okien i pić wodę z kałuży. Kot musi mieć to co najlepsze. ;)
A po zakupach szybkim truchtem do domu. Niech inni sobie stoją i głoszą dobrą nowinę brzmiącą mniej więcej "wszyscy pójdziecie do piekła". Polityka, wymieranie gatunków, globalne ocieplenie i ludzka nienawiść, to już takie piekło na ziemi, że mi zwisa czy jest coś po śmierci czy nie ma.
Co tu robić skoro się wstaje o świcie po południu? ;) Robi się "kwizy" i sprawdza wiedzę ;)
Na przykład kilkanaście razy osiąga się wynik 14/15, żeby wreszcie odpowiedzieć dobrze na wszystkie pytania. Mina Łuczaka mówi wszystko. Przy okazji obrazek pochodzi z 1 sezonu, kiedy Łuczak śmiał się tak z upapranego błockiem Rebrowa w 2 chyba odcinku. Łuczak to jedna z moich ulubionych postaci. Mam nadzieję, że nie okaże się jakimś psychopatycznym mordercą...
Przy okazji ponarzekam sobie ;) Nie lubię kiedy sprzedawca nadaje ekonomiczną gdy płaci się za priorytet (innej opcji nie było, a w dodatku w Alledrogo Lokalnie nie ma nawet opcji oceny sprzedawcy... lipka albo i nawet Aleja Lipowa). Nie lubię też kiedy przesyłkę nadaje tydzień po zakupie. I nie lubię kiedy przesyłka dociera w sobotę do miasta, bo trzeba czekać do poniedziałku.
Niedziela
Skoro świt po 12 w południe (deżawi) bierzemy misia w teczkę (małpkę do plecaka) i ruszamy na wycieczkę (do sklepu na osiedlu, bo dzisiaj handlowa niedziela yaaaay!)
Dzień doberek jestem Mikołaj Nieświęty co zabiera prezenty ;)
Zakaz gry... o nieładnie. Gdzie dzieci mają kopać gałę i wybijać ludziom okna jak nie pod blokami?
Ci dorośli to jacyś niedomyślni są...
O. To jest dobre. Schody. Tu dzieci mogą sobie wybić zęby biegając jak szalone. ;)
A potem lody bo bez zębów to raczej trudno się gryzie ;)
Dzieci lubią lody. Myślicie, że ja taki okrutny i niedobry jestem? A zęby im odrosną... jeśli stracą mleczaki ;)
No dobra. Jest niby jakieś boisko. Ale co to za zabawa jak się żadnej szyby nie wybije i sąsiedzi nie krzyczą? A i szklarz nie ma co robić i bezrobocie rośnie...
O. Tym autkiem jeździ jakiś Lotnik. Panie pilocie... dziura w samolocie. Hihihi.
-BIA... Białoruś?
-Białystok...;) 
-Ale, ale... Białystok powinien być Biały, a to autko na bank nie jest białe i w dodatku brudne...
Kosmici tu byli! Znalazłem dowód!
A tu jakiś jakby lasek... może nakręcimy Bler Łycz Prodżekt? ;)
O ktoś zgubił gacie! Jakieś duże! Ja nie mam takiej wielgachnej dupki. Może to tego kosmity? Albo jakaś zła wiedźma kogoś zabiła? To ja może jednak daruję sobie ten Bler Łycz Prodżekt.
O. Czyjaś sypialnia... Lepiej sobie już idźmy zanim właściciel wróci i okaże się, że to ta zła wiedźma z Bler Łycz...
Przy okazji zaczerpnijmy nieco wiedzy. Jak się fajnie złożyło, że ktoś wyrzucił na trawnik akurat kartę o małpie. ;)
Resztę dnia spędzamy na graniu, jedzeniu i spaniu. Standardzik.
Poniedziałek
Skoro świt po 13stej ;) Paczka wreszcie przyszła. Eryk ją przejął, bo to dla niego prezent mikołajkowy. Trochę spóźniony.
Podglądamy co tam w środeczku jest ciekawego...
Jakieś stopy... szybko! Trzeba uwolnić zanim się udusi!
-Ojej! To nowy braciszek! Cześć! Jak masz na imię?
-Dzień dobry. Miło mi państwa poznać. Jestem Oskar.
A teraz biegiem na zakupy do sklepu po jakieś banany żeby nam chłopaki z głodu nie padli.
A w sklepie taka choinka.
Całkiem ciekawa. Prosta.
A potem na ryneczek. W sklepie bananów było za mało, a tu trzeba kupić cały wagon. ;)
Banany ciężkie, więc przysiadamy na chwilkę na ławeczce przy placu zabaw. Wymiarowo idealny dla małpiszonów. Trzeba ich tam będzie zabrać. ;)
Mikołaje szykują się do kolejnego ważnego dnia. Fajnie byłoby pracować dwa dni w roku, a resztę odpoczywać. Haha.
Te kapcie mnie zauroczyły. Jak się dotyka łapki, to jest mięciutka jak poduszeczki na łapkach niewychodzącego kotka.
Serio. Poduszeczki Filemona takie były.
Pomarańcze i mandarynki... niemal jak z piosenki Grechuty:

Pani pyta, czy walca tańczę?
Ach, zatańczę... jak sen dziewczynki!
Mandarynki i pomarańcze,
Pomarańcze i mandarynki.
Mandarynki i pomarańcze,
Pomarańcze i mandarynki.
Wracamy powolnym krokiem do domu... objuczeni tymi cholernymi bananami dla małpek ;)
W oddali jakaś karetka - na szczęście to nie nasz blok, więc małpki jeszcze z głodu nie umarły... chyba ;)
Przysiadamy koło żubra bo... dobrze posiedzieć przy żubrze ;)
A gdy zmierzch zapada...
Zabawki z kiosku prowadzą swoje własne życie ;)
My wśród ozdób osiedlowych wędrujemy na spotkanie na spontanie! Panna Anna osiedle nawiedziła, to trzeba wykorzystać okazję do spotkania przed Świętami i Nowym Rokiem.
A w galerii handlowej takie oto misie z tronem dla Mikołaja. Mikołaj odsypia 6 grudnia i szykuje się do 24.
I jeszcze takie ujęcie z dłonią Panny Anny w kadrze.
Tym razem dla odmiany wzięłam sobie sok ;)
Sposób podania bardzo mi się podoba. Idealnie pod celebrację ostatniego w tym roku spotkania.
A potem na podbój sklepów ;) w zabawkowym taki oto królik gigant ;)
Ale nie był na sprzedaż. To tylko reklama tych malutkich.
A na wystawie taki domek dla lalek. Kiedyś był moim marzeniem jakikolwiek domek dla lalek, ale musiałam się zadowolić kartonem. Swoją drogą samochód dla lalek z kartonu był moim zdaniem nawet ładniejszy od różowiastego dżipa Barbie. ;)
Jak ktoś nie ma pomysłu na prezent, to tu na plakacie producenci filmu podsuwają pomysł na zemstę jako idealny prezent. ;)
Kończymy spotkanie z panną Anną życzeniami przy choince
Zaglądamy pod choinkę czy nie ma tam jakichś prezentów, ale dalej nic nie ma - eh!
I wracamy do domu
A potem to już tylko grać i spać ;)
Wtorek
Skoro świt... a właściwie to przed świtem... jedziemy na dworzec autobusowy
I ruszamy do Wrocławia! Świt wstaje po drodze.
Tutaj obrazek ze Strzegomia
Ten odrobinę koszmarny domek też jest ze Strzegomia. A myślałam że to Transylwania. ;)
A to już Wrocław. I ludziom znającym kształt Obserwatorium IMGW na Śnieżce nie myli się widok. Ten dom także jest projektu jednego z projektantów tego obserwatorium - pana Witolda Lipińskiego.
Mkną po szynach niebieskie tramwaje
przez wrocławskich ulic sto...
Popularność i sentyment do tej piosenki sprawiają, że Wrocław raczej nie pomyśli o zmianie koloru tramwajów. I dobrze. :)
Tym razem jednak wozimy się jak burżuje - taksówkami. Pan taksówkarz miły, ale seksista. Uważa, że jak młoda kobieta prowadzi to trzeba uważać. Moim zdaniem trzeba uważać zawsze, a nie tylko na kobiety. Poza tym w drodze powrotnej mieliśmy kierowcę, który tyle nie gadał i dodatkowo zapłaciliśmy mniej na tej samej trasie. Czyli pan seksista nie dość, że seksista to jeszcze sobie chyba za gadulstwo dolicza.
Odwiedziny w przychodni. Niestety nie trafiliśmy na lekarza, który operował tatę. Trafiliśmy na kolejnego lekarza, któremu już się nie chce. Bo nie chciało mu się nawet obejrzeć nogi taty. Popatrzył tylko na dwa papierki. Stwierdził, że jest ok i czego tata w ogóle chce. Diagnoza iście profesjonalna...
Relikt przeszłości. Kto jeszcze pamięta takie lampy nad drzwiami przychodni szpitalnych?
A tutaj coś dla Kliniki Lalek. Kilka nazw aptek całkiem fajnych. Magiczna - może tam jakieś eliksiry uzdrowienia sprzedają? Katedralna - pewnie leczy wodą święconą ;) Niezłe ziółko - jakieś może ziółka niekoniecznie legalne? ;)
Zaraz po wizycie wracamy na dworzec autobusowy. Korzystamy z chwili żeby zrobić zdjęcie małpiszonom. Żeby im przykro nie było - całą drogę przejechały w plecaku i nic prawie nie zobaczyły.
Dworzec nowy, ale zachowali stary neon. Lubię takie rzeczy z historią.
Przed jednym z wejść do galerii handlowej (jest taka wielka, że ma chyba z 5 wejść) taka scenka rodzajowa z jelonkami ;)
Hm... właściwie to chyba przydałby mi się samochód. Sprawdźmy jaka to marka...
Marka Bumbuś ;) autko idealne na zakupy xD
Ale trochę dla mnie za mały. Nadałby się dla Eryka i Oskara może, ale jednak potrzeba mi czegoś większego. ;)
Rzekłabym, że to Wiewiór z kreskówki Epoka Lodowcowa, ale chyba stracił swoje długie zęby...
A tutaj propozycja dla osób, którym się nudzi w toalecie. Tarcza strzelecka. Można poćwiczyć celność. ;)
Choinka tam gdzie choinki wieszano na początku. Wieszano je pod sufitem to prawda... ale do góry nogami... Ucz się Wrocławiu! ;)
I jeszcze się kręciła dookoła... na domiar złego prezentów pod nią nie znalazłam.
Pod choinką za to była fontanna. Czy oni mi coś sugerują?
Ja bym z tego wody nie piła. Zielona jakaś. Musi spleśniała albo Grinch ją zatruł zazdrością i gburowatością. ;)
Nie, nie. Nie udobruchacie mnie ruchomymi schodami...
Promocja też mnie nie udobrucha. Tym bardziej kiedy nie chcą mi sprzedać Tokarczuk w cenie z plakatu tłumacząc się, że to nie oni plakat projektowali, a cena dotyczy tylko tych historii na dobranoc... Żałosna żenada. Kupię gdzie indziej za lepszą cenę.
Misio może by mnie udobruchał... gdyby nie to, że koszt misia wymiarów ucha tego tutaj prezentowanego z dodatkowym czekoladowym wynosił stówę bez grosza. Czyli 99,99 peelenów. Za stówę to ten duży ze zdjęcia by się opłacał. Mały to powinien być za maks 30zł.
Idziemy na peron czekać na autobus.
Myśleliście, że perony mają tylko dla pociągów? ;)
No dobra można to nazwać sobie stanowiskiem... oficjalnie. Ale nieoficjalnie to są perony. I nie dam sobie wmówić, że jest inaczej. ;)
Wynagradzamy małpiszonom brak zwiedzania pozwalając im siedzieć przy oknie.
Resztę dnia po powrocie spędziłam odchorowując wyjazd i nagłą zmianę ciśnienia. Łagodnie to nazwijmy, że zdobywałam honorowe obywatelstwo stolicy Łotwy...
Środa
Miałam mieć takie ładne zdjęcie starego autka (Tata mówi, że to był Moskwicz), ale niestety widziałam je tylko z okien autobusu i kiedy wróciłam w to samo miejsce auta już nie było...
Wracając siadamy na ławeczce...
A grzebiąc butem w ziemi znajdujemy skarby ;) skarb to skarb - nawet jeśli to tylko dzyndzelek od puszki ;)
Gdzie strumyk płynie z wolna,
Rozsiewa zioła maj,
Stokrotka rosła polna,
A nad nią szumiał gaj,
Stokrotka rosła polna,
A nad nią szumiał gaj,
Zielony gaj.

W tym gaju tak ponuro,
Że aż przeraża mnie,
Ptaszęta za wysoko,
A mnie samotnej źle,
Ptaszęta za wysoko,
A mnie samotnej źle,
samotnej źle.
A skoro o tych ptaszętach mowa... ktoś fajną metodę dokarmiania znalazł :)
Estetyczna metoda :D
A potem to wiadomo. Granie, jedzenie i spanie. ;)
Czwartek
Nastrój można określić poniższym zdjęciem. Pomarańcza z oczkiem bardziej.
Równie dobrze można się naćpać
I może halucynacje byłyby lepsze niż rzeczywistość.
Ale nie ma czasu się naćpać (ani nie ma czym za bardzo) bo trzeba nauczyć małpiszona pisać ;)
Piątek
Dyrektorem artystycznym w czasie wyprawy do sklepu została moja mama i ustawiała do zdjęć niektóre obiekty. Espeszyli for ju drodzy czytelnicy!
"nie tak! to złe miejsce - zobacz jakie masz brzydkie tło!"
Znalazłyśmy też taką oto uroczą choinkę z drewna z miniaturowymi ozdóbkami
I taką oto bombkę z różową papugą i tęczą (lygybyty!) ;)
Lampki choinkowe z choinkami - choinkocepcja ;)
I jeszcze takie kule śnieżne :)
A tutaj można zrobić czerwononosego reniferka z siebie i swojego samochodu.
A w Kauflandzie sprzedają żywe karpie... w plastikowej torbie. I co z tego, że tam woda? To i tak nie jest humanitarne. Większość sklepów już się wycofała ze sprzedaży żywych karpi. Kaufland obiecuje, że zrobi to w przyszłym roku. Trzymamy za słowo.
Pewien troll w komentarzach na Fejsiku usiłował mnie przekonać, że jestem hipokrytką, bo krowy w rzeźni też nie mają jak w Hiltonie... Ależ ja wiem, że rzeźnia to nie relaks w SPA. Ale wolałabym żeby te zwierzęta nie cierpiały długo. W ogóle powinno się obliczać ile mięsa jest potrzebne i tylko tyle zabijać. Lepiej sprzedać mięsa za mało niż zmarnować życie jakiegoś zwierzęcia. Poza tym podobno już wynaleźli coś co smakuje jak mięso i nie trzeba zabijać bezbronnych istot.
Żeby zmienić temat na nieco weselszy. Takie stoisko dla miłośników rodzinki Griswoldów
Kiedyś na osiedlu widać było wiele balkonów przystrojonych w lampki i śmialiśmy się, że to trochę takie "Grizłoldowo"... teraz widać, że ceny wszystkiego (prądu, jedzenia etc.) poszły w górę i ozdobionych balkonów jest o wiele mniej...
Dyrektor artystyczny w osobie mamy zdjął na chwilkę kartkę z napisem "zaraz wracam" i zakomenderował "rób zdjęcia!" ;)
I tym kolorowym akcentem dotarliśmy do końca tego odcinka. Czas na najważniejszy punkt programu.
Nagroda dla wytrwałych
Piekarnia Morda sponsoruje taki oto tort z okazji Świąt! Smacznego!
A na dodatek śląskie landryny czyli Szkloki!
Zajadajcie i pamiętajcie - co złego to nie ja!
Wesołych Świąt!
Do zobaczenia w następnym odcinku! Howgh!