Siemanko! Jak się macie? Ja ostatnio mam chwilowy kurs kolizyjny z ziemią. Ale kto choruje na depresję ten niestety wie, że u nas system ostrzegania, który krzyczy "pull up!" nie działa jak należy. Zawodzą też zwykłe systemy motywacji. Nic mi się nie chce i tyle. Proszę mnie przykryć kołderką i zrobić ciepłej herbaty. Za jakiś czas przejdzie.
---
A tymczasem lecimy z nieregularnikiem.
W tym odcinku wybieramy się do teatru, gdzie spotkamy sympatycznego kawalera-czytelnika. Pozbędziemy się poniedziałku - skoro i tak wielu ludzi go nie lubi. Poszukamy też legendarnych samochodów. A na końcu, dla wytrwałych, jak zwykle coś słodkiego. ;)
---
Sobota: Przed południem w czasie porannego obchodu osiedla napotykamy gazetkę z tytułem "Gessler na prezydenta!". Nie wiem jak z orientacją demokratyczną ale myślę, że z pewnością Magda G. zrobiłaby taką rewolucję, że sałatki Krychy P. zrobiłyby się bardziej "fensi" i jadałaby je jadalnymi sztućcami z jadalnych talerzy, żeby nie zaśmiecać środowiska.
Wieczorem wsiadamy razem z mamą do miejskiej limuzyny i ruszamy w kierunku Teatru.
No dobra zapędziłyśmy się ciuteńkę za daleko, bo umówione byłyśmy z Panną Anną.
W oczekiwaniu na ową podziwiamy wystawy zalanych ciemnością sklepów.
Mroczne uliczki (takie mrugnięcie do znających Jelenią G. - ta uliczka nazywa się Mroczna^^)...
Panna Anna już do nas dotarła i ruszamy do teatru na spektakl Mąż Mojej Żony. Będzie OGIEŃ! Dlatego mijając posterunek Straży Pożarnej upewniłyśmy się, że są w gotowości. ;)
W teatrze nowinki techniczne - fju fju telewyzor. Może to dla Pań z szatni, żeby wiedziały kiedy goście wychodzą albo żeby mogły obejrzeć spektakle... nie wiem. W każdym razie po wejściu na salę spotkałyśmy naszego znajomego - Panny Anny i mojego, który zdradził, że jest czytelnikiem tego bloga! Machu-machu! Pozdrawiam serdecznie!
Kawaler-czytelnik z racji tego, że siedział w pierwszym rzędzie został zaangażowany przez aktora do trzymania rekwizytu. To komedia, więc akcje angażujące publiczność sprawiają, że spektakl jest tym bardziej śmieszny, urzekający, czarujący i niepowtarzalny. Bowiem Panowie nigdy nie grają dwa razy tak samo. Zawsze dodadzą coś nowego! Tym razem był na przykład cytat "nie rób mi tu Muzycznego Radia" i próba śpiewania przebojów discopolowych oraz przygrywanie na akordeonie. No Miód Malina! W przyszłym roku jak już tacie będzie wolno siedzieć tak długo bez ryzyka zatoru, to też go zabierzemy, bo mama była spektaklem zachwycona. Ja tak samo. Bawiłam się jakbym widziała go po raz pierwszy, chociaż byłam drugi raz. Warto było.
Po drodze do domu spotykamy mroczny plakat. Mrrrr. xD
Niedziela: Wychodzimy z tatą na wieczorny spacer zaglądając przed wyjściem do skrzynki. Poniżej zdjęcie wnętrza skrzynki pocztowej. Jakby kogoś zastanawiało jak takowa w środku wygląda. Nie musicie sami robić głupich zdjęć - zrobię je za was. xD
Ruszamy na tradycyjny obchód osiedla wieczorem
Przysiadając na chwilę na ławce
Oglądamy plac zabaw. Te zwierzątka wyglądają na nieco doładowane jakimś środkiem psychodelicznym. xD
Reszta placu rekreacyjnego wygląda już normalniej. I nawet dzieci tam się bawiły. Szok i niedowierzanie. Kto to widział, żeby dzieci się bawiły na placu zabaw. ;)
Ruszamy dalej.
"W doooooooooooooooooomaaaaaaach z beeeeeetooooooonuuuuuuuuuuuuuu nie ma wolnej miłościiiiiiiiiiii"
Kolejny przystanek, to okazja na inne kadry, więc korzystam.
"Uaha rowery dwa!"
I wracamy do domu. Wnętrza bloku z klatką schodową jeszcze nie było na tym blogu chyba, to macie. Mówiłam - jam jest ekspert wasz od zdjęć, których normalni ludzie nie robią. Mam zaświadczenie od lekarza, że tak całkiem normalna nie jestem, więc wiecie już skąd dziwne zdjęcia. xD
Poniedziałek: Poniedziałku nie było. I tak nikt go przecież nie lubi. Jeśli też chcecie "nie mieć" poniedziałku, to podaję przepis: w niedzielę wieczorem zjedzcie trochę nieświeżego jogurtu. Wystarczy łyżeczka od herbaty. Obudzicie się z bólem głowy i cały dzień odbywać będziecie porcelanowe dyskusje z miejscowością turystyczną znaną pod nazwą stolicy Łotwy - Rygi.
Wykorzystam więc sobie miejsce poniedziałkowych zdjęć na pokazanie wam zdjęć, o których wspominałam w poprzednim odcinku. Tych z butami w piekarniku. Archiwalne. Mają już chyba 10 lat jak nie więcej. xD Zadanie nazywało się chyba "niewidzialne przedmioty" czyli takie, które będąc na swoim własnym miejscu nie zwracają naszej uwagi, bo "zawsze tam są", ale kiedy zmienimy im miejsce na nietypowe nagle zaczynamy je dostrzegać i stają się "widzialne". :)
Wtorek: Nie umiesz go oczarować swoją osobą? Rzuć urok. - tak głosi ta reklama. Niezależnie od tego czy wierzycie w magię czy nie, to ten typ magii miłosnej jest nieetyczny i niemoralny. To manipulacja czyjąś wolną wolą. A po za tym kto by chciał chodzić z facetem i zastanawiać się czy on nas kocha naprawdę, czy może jego uczucie jest wynikiem zaklęcia?
Zbieramy tyłek w troki, wsiadamy do autobusu (zwanego limuzyną miejską) i jedziemy po lep na muchi.
Odpoczynek przy drzewku - nie wiem czy owo sztuczne czy prawdziwe ale ładnie na zdjęciu wyszło. Szkoda tylko, że w pobliżu znajduje się "niekoniecznie dobrze pachnący" (to eufemizm na taki zapach, że "zaraz będę prowadzić rozmowy porcelanowe ze stolicą Łotwy") bar z kebabem... Lubię kebab od czasu do czasu ale tam nie pójdę.
- Panie Jamniku czy tu znajdę lep na muchi?
- Pani pójdzie na dział ogrodniczy i tam powinna je znaleźć
- Dziękuję za pomoc!
- Ależ proszę madam!
Uprzejmy i pomocny jamnik oraz jego ferajna.
Duża ta ferajna :D A lep znalazłam gdzie mi uprzejmy jamnik wskazał... i wcale nie dlatego, że byłam tam już wcześniej i dobrze wiedziałam gdzie szukać. O nie! To zasługa jamnika. Jestem pewna. Na sto pro!
Środa: Naszło nas na wyprawę do Cieplic.
Na pętli 17stki zastajemy taki widok. Nie zrozumcie mnie źle. Ja też jestem przeciwna komunizacji naszego kraju, ale mazanie po świeżo odnowionym murze nie jest dobre. Niszczy się czyjąś pracę.
Idziemy dalej spacerkiem i powoli
Aż tu nagle! Trampek, Trabi, Mydelniczka, Zemsta Honneckera!
Ford Karton i Opel Tektura!
Auto legenda! Zadbane.
Niestety jakoś nie czuliśmy się na pełną eksplorację Cieplic, więc wróciliśmy do domu. A pod blokiem takie samotne autko.
Smutne i wyrwane z objęć piaskownicy lub kochającego je dziecka.
Tak. To jeszcze jesień, więc ostatnie chwile żółtych liści na krzakach i drzewach.
A teraz wam coś zdradzę. Od kilku dni razem z tatą szukaliśmy Tico do zdjęcia. Bo Tico stało się legendą nie tylko z powodu utworu "Wieśka Tico" będącego przeróbką "Despacito" -> https://www.youtube.com/watch?v=1dHOuroDoVs
Tico to legenda, bo niedawno kierowca uciekał nim przed policją ;) - czyn głupi tym bardziej, że miał w samochodzie ciężarną żonę i dziecko, a sam był pijany... ale Tico! Tico dało sobie radę!
Nasze kilkudniowe bezowocne poszukiwania zostały nagrodzone... pod domem. No stało sobie Tico pod blokiem, jak gdyby nigdy nic. "Nie może być!" Zakrzyknęłam i pobiegłam zrobić zdjęcie. Proszę! Oto auto legenda! A już miałam je rysować na kartce w razie niepowodzenia. ;)
Czwartek: Tak już czasem jest, że kiedy wydaje ci się iż zrobiłeś epickie zdjęcie (a przynajmniej jakieś bardzo fajne), to po przegraniu na kompa dostrzegasz w rogu własny palec...
No trudno. Nie można mieć całego świata... a może można jednak? Na promocji w dodatku. ;)
Po wieczornej inspekcji świata okazało się skąd ta promocja. Żarówki (jądra ziemi) skubańce
nie dali, a dziura na nią jest tak wielka, że Antarktyda wypadła...
Niedorobiony ten świat. Jednak nie można mieć wszystkiego...
Piątek: Jedziemy do miasta na spacer. Przy przystanku taka biedna ośmiorniczka, którą ktoś przypalał papierosem...
Obok zaraz jakaś drama... ;) na szczęście to chyba tylko jakiś bar na kółkach
Nowoczesny biurowiec wyróżnia się mocno na tle starego miasta
Zaraz za rogiem taka zabudowa
A nawet i taka
No same smaczki
Ale obok możecie trafić też coś zaniedbanego. Chyba każde miasto tak ma. Nowe, stare, odnowione, zaniedbane, ruina i inne takie.
Budynek poczty z pięknym "portalem" wejściowym.
A obok mały sklep z rękodziełem, na którego wystawie znaleźć można na przykład ładny domek dla lalek.
Znów poczta. Trzeba łapać chwile, kiedy nagle wśród pochmurnego dnia słońce oświetla jeden budynek. Chwilę później chmury przysłoniły światło i już się zjawisko nie powtórzyło.
Po drodze na tak zwane Podwale spotykamy Kubusia Puchatka, który jest szczęśliwy, bo ma "miodek"
Się chłopak załapał na całą Pasiekę, więc miodków ma on dostatek. ;)
Jelenia Góra ma w herbie jelenia, więc nie dziwnym jest, że w tym mieście jest sporo pomników z jego wizerunkiem :)
900 lecie w 2008, czyli Jelenia ma prawa miejskie już od 911 lat. :)
Nawet ładny ten jeleń.
Przysiadamy chwilę na placu ratuszowym. Gdzieniegdzie widać białe pozostałości sztucznego śniegu... ekipa filmowa powinna była po sobie dokładnie posprzątać...
Idziemy na przystanek limuzyny miejskiej, po drodze kupując warzywa i robiąc zdjęcie takiemu sympatycznemu jelonkowi z pomarańczami. Mówiłam, że dużo przedstawień jeleni w tym mieście można spotkać. ;)
A pod domem robimy jeszcze inne niezbędne zakupy (świeży jogurt i tym podobne^^). Spotykamy Mikołaja, któremu chyba znudził się czerwony albo dobrze mu zapłacili za zmianę na fiolet. W każdym razie trzymał ten prezent jakby nie chciał oddać. Sknera. Pewnie ma tam jakieś pyszności.
A skoro już o pysznościach czy tam słodkościach mowa, to w tym odcinku na zakończenie serwuję takie oto różowe świnki w wafelkach. Smacznego!
Howgh! Do następnego! Nieustająco wdzięczna jestem za komentarze i wszelkie inne wyrazy waszej obecności i wsparcia.
♥
O wypraszam sobie- kurs kolizyjny z ziemią to ja ostatnio zaliczyłam! Na dodatek dziś przyplątała się migrena gigant z efektami specjalnymi! Gorzej że jak Karol zobaczył to dołączył......... Świnki mogą czuć się bezpieczne :) :) :)
OdpowiedzUsuńZawsze intrygowało mnie wnętrze mojej skrzynki na listy i kusi mnie, żeby sprawdzić, czy jest takie samo jak Twojej :P Lampa w sedesie - hit tygodnia.
OdpowiedzUsuńRobisz bardzo ciekawe wideoreportaże :) Ja to przepadam za komunikacją miejską :) Pozdrawiam ja i Arek
OdpowiedzUsuń