Witajcie robaczki! Przybywam z kolejną porcją zdjęć z cyklu "przegląd tygodnia". Zdjęcia robię praktycznie zawsze metodą: "O! Cyknę to sobie! Cyk.".
W tym odcinku będziecie świadkami małego dramatu, który trwa w sumie dalej. Filemon się pochorował, ale ludzi o słabych nerwach uspokoję - idzie ku dobremu, a dzisiaj dostał ostatnią porcję zastrzyków.
No to jadziem.
Poniedziałek:
Albo i nie jadziem, bo blokada...
Zaraz... ja nie mam zielonego auta. Czyli to nie nasza blokada. No to jednak jedziemy. Tylko przegląd zrobimy. Ale musimy poczekać na swoją kolej... Najpierw wóz strażacki...
A potem ta Pani...
A kiedy przyszła nasza kolej poprosiłam pana diagnostę, żeby wjechał na kanał, bo tak będzie bezpieczniej...
Pan Diagnosta: Ale ja nie wiem czy będzie bezpieczniej
Imadżinka: Ufam panu... w bagażniku mam łopatę xD
Pan Diagnosta: No to się postaram xD
I dał radę. Hehe.
A po powrocie do domu czekała na nas w skrzynce pocztowej taka urocza pocztówka pamiątkowa z "wirtualnego obozu dla pluszaków":
Wtorek:
A po przeglądzie mało przyjemna rzecz do załatwienia. Skończyło się miejsce na pieczątki... czyli trzeba się udać do Urzędu, gdzie kolejki są długie, bo urzędniczki powolne. W sumie nie ich wina, że mają takie a nie inne procedury, a w sezonie letnim jest ich mniej, bo urlopy. Poza tym mają do towarzystwa tylko takie urocze plakaty, więc nie dziwota, że chcą człowieka zatrzymać jak najdłużej. Hehe. Jedno tylko co mnie irytuje z lekka, to fakt, że za nowy dowód trzeba płacić. Ja rozumiem gdybym zgubiła, ale mnie skończyło się miejsce na pieczątki z winy projektanta dowodów...
Po wizycie w Urzędzie przeszliśmy się przez miasto, więc mam dla was zdjęcie Starej Remizy. Wciąż działa, ale mają nowocześniejszą też niedaleko mojego pierwszego "domu". Właściwie mieszkania, w którym to mieszkaliśmy do czasu ukończenia przeze mnie lat 7. Fajnie było - do przedszkola miałam przez płot, więc po godzinach chodziliśmy tam bawić się w piaskownicy, na huśtawki itp. xD
Wprowadzę was teraz nieco w dramę Filemona. Weterynarz spytał nas jak się domyśliliśmy, że coś kotu dolega... Jak się ma takiego kota jak Filemon:
To kot, który się chowa pod stół, jest osowiały i przestaje się interesować otoczeniem... nie jest zdrowym kotem. Jak widać na obrazkach, to jest zdrowy Filemon.
Tego dnia nasze dwa zdrowe kociaki uratowały nam mieszkanie przed zalaniem. Dwa dni przed wymianą liczników rąbnął wężyk przy liczniku. Gdyby nie to, że usłyszeliśmy galopujące koty w stylu "chyba coś spsociły - lepiej sprawdzić", to nie sprawdzilibyśmy i nie zdążylibyśmy na czas wyłączyć wody. Skończyło się na minimalnym zalaniu kuchni. W związku z tym zjechałam na dół zrobić zdjęcie numeru telefonu ekipy zmieniającej liczniki, żeby ich spytać czy nie przyjechaliby wcześniej... Pan odpowiedział, że stacjonują w innym mieście, ale obiecuje, że do nas przyjdą na początku... Przy okazji ponabijałam się z prośby o bezpieczeństwo i stwierdziłam, że kotem ich poszczuję. Hehe.
Wsiadłam do windy
I jechałam sobie do góry ;)
Aż wysiadłam na swoim piętrze. ;)
Środa:
Ktoś zdeptał skrzynkę pocztową. ;)
Halooo? Czy ja mogę zamówić rozmowę zamiejscową? ;) (to chyba skrzynka telefoniczna była jakaś zdemolowana ale co ja się tam znam na takich rzeczach^^)
I wylądowaliśmy pod mostem... albo wiaduktem... albo estakadą (niewłaściwe skreślić).
Bo tam obok jest taki sklep, w którym mają wężyki a w LyMy i Cy nie mieli... dranie.
Czwartek:
Także ten... Ekipa przyszła do nas grubo po 14 (bliżej 18) i uparcie twierdziła, że nie mieli nic zapisane, że mają być wcześniej...Na co myśmy ich zapytali czy to my mieliśmy im to przez telefon długopisem w zeszycie zapisać. W tak zwanym międzyczasie już zauważyliśmy, że Filemon za dużo wymiotuje, chowa się pod stołem i ogólnie nie wygląda jak zdrowy kot. Ponadto nie zainteresował się obcymi ludźmi w domu, co robi zawsze. Bo to ciekawski kotek jest. Więc po wyjściu ekipy spakowaliśmy kota i udaliśmy się do Gabinetu.
Niezbyt się to kotu podobało...
A trzy zastrzyki i termometr w zadku jeszcze mniej... Ustaliliśmy, że prawdopodobnie się czymś zatruł, bo za młody jest na nowotwór ale przecież wszystko jest możliwe, a dwa kochane koty straciliśmy właśnie przez nowotwory (jeden - białaczka a drugi - guz wątroby właśnie) kilka lat wcześniej...
Piątek:
Miałam parę spraw do załatwienia w mieście w ten deszczowy dzień...
A potem zdecydowaliśmy się zbadać krew Filemonowi, żeby mieć lepszy obraz jego choroby.
Zniósł to dzielnie. Okazało się, że wyniki czegoś tam wątrobowego we krwi są kosmiczne, ale na szczęście nerki i trzustka działają normalnie. Stanęło, więc na diagnozie: zatrucie. Dostaliśmy tabletki na wątrobę, kolejne zastrzyki i płyn, bo Filemon nic nie pił ani nie jadł.
Sobota:
Kolejne zastrzyki i płyn, ale zaobserwowaliśmy lekką poprawę. Kot zaczął jeść i pić i po malutku zaczął się ożywiać. Raz zlizał tabletkę rozkruszoną w maśle... potem odmówił, więc trzeba było stosować inne sposoby.
A tymczasem na parkingu pod markietem...
Niedziela:
Kolejna mała poprawa. Skoro kot odmówił tabletki w maśle, tośmy mu zaaplikowali tabletkę na siłę. Nie polecam.*
Tymczasem pochłaniałam literki na papierze cały dzień (Katarzyna Bonda - Okularnik), więc zdjęcie wykonałam wieczorem przez okno. Bo zachwyciłam się światłem.
*Koniec końców wypracowałyśmy z mamą mniej stresującą metodę i żałuję, że nie wpadłyśmy na nią wcześniej - Tabletkę dzielimy na ćwiartki i każdą ćwiartką "nadziewamy" kociego kabanosa (taki przysmak dla kota - nie z kota brońcie bogowie). Kot zajada i jeszcze się cieszy, że coś dobrego dostał.
No i tyle tego dobrego.
Do kolejnego odcinka!
Lofciam was słoneczka! ♥
Dżizas! Zapomniałam o medalu z kartofla! Wracam i naprawiam swój błąd!
No to po kartofelku dla wszystkich!
Dżizas! Zapomniałam o medalu z kartofla! Wracam i naprawiam swój błąd!
No to po kartofelku dla wszystkich!
Biedny Filemon. Trzymam za niego kciuki :) Zbulwersowałam się ogłoszeniem o odczycie wodomierzy ;) Co zwierzaki winne, że właściciele nie wiedzą że trzeba ich pilnować;)
OdpowiedzUsuńZmartwił mnie Pan Kot... Jednak czytam, że już troszkę lepiej, więc poczułam ulgę. To bardzo przykre, kiedy zwierzaki cierpią, bo niestety nie umieją powiedzieć, co ich boli, albo inaczej: my nie rozumiemy ich języka - możemy się tylko domyślać, po ich zachowaniu. Rozpoznaliście świetnie pierwsze sygnały, dzięki temu kociak zdrowieje :-) Hurrraaa! Pozdrawiam serdecznie. :-) PS - podejście panów fachowców do sprawy wodnej... oszałamiające ;-)
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że Filemon czuje się już lepiej !
OdpowiedzUsuńNa sposób z kabanoskiem nie wpadłam , muszę wypróbować . Ciekawa jestem czy moja kocica będzie skłonna do współpracy :)
Dobrze że Kotu lepiej! Kwiatki z chałupy wymeldować- jak ładne do miłego sąsiada :)
OdpowiedzUsuńO fahofcah* to Ty mi nie pisz- przerobiłam taką ekipę cykliniarzy, że gdybym miała moc Bazyliszka panuf* obu zakopać trzeba by było w ogródku. Spóźnienie przy cykliniarskiej szopce to jest małe Miki :)
* pisać to ja potrafię, ale jaki fachowiec to taka ortografia :)
dużo, dużo, jeszcze więcej tulasów
OdpowiedzUsuńdla zdrowiejącego Filemona - a ekipa
jest po to, by miała pracę, nie by nam
było dobrze, prawda (sorki za sarkazm)