niedziela, 23 lutego 2020

nieregularnik #17

Witam serdecznie w kolejnym odcinku bloga, w którym opowiadam o rzeczach normalnych w sposób lekko nienormalny, a o rzeczach nienormalnych piszę wprost. ;)
W tym odcinku pojedziemy do Łodzi i ocenimy sobie hostel. Ocenimy też uczelnię. Panna Anna stwierdziła, że mogłabym być Magdaleną Gessler polskich uczelni i rzucać indeksami. Coraz bardziej zaczynam myśleć, że może mieć w tej kwestii rację. Skoro już o Pannie Annie mowa oczywiście spotkamy się z nią również. Powraca też na łamy "Kącik Panny Anny" czyli kilka zdjęć robionych przez nią. Nie zapomnimy też zajrzeć jak idzie budowa markietu. I ocenimy kilka dziur w przestrzeni miejskiej. Na koniec, dla najwierniejszych czytelników będzie naturalnie orderek.
Niedziela
Obiecywałam sobie, że już nie wsiądę do pociągu nadkładającego drogi... no oczywiście, że znowu do niego wsiadłam. Tym razem w stronę Łodzi.
W tym celu należało udać się na dworzec kolejowy.
Nie była to stacja początkowa, więc nastąpiło opóźnienie.
Wsiadłam i... tak proszę państwa wygląda "miejsce przy oknie" według Intercity.
Przynajmniej dla urozmaicenia miałam młoteczek i naklejki.
Przez pewien czas pasażerów w moim przedziale było niewielu. Panna Anna po północy zabawiała mnie rozmową, bo 7 godzinna jazda pociągiem może dać się we znaki. Pospać też się za bardzo nie da... ale nie było koszmarnie. Raczej koszmarnie mi się nudziło.
Poniedziałek
Dojechałam po 3 i wzięłam taksówkę do hostelu. Pokoik dostałam mały ale schludny.
Był nawet telewizor. Próbowałam go raz włączyć ale coś mi nie wyszło. Pozostałam więc przy korzystaniu z WiFi.
Widok nocą przez okno był cudownie mroczny.
Na oknie stał sobie sztuczny kwiatek. Nie mam nic przeciwko. Fajnie na zdjęciu wyszedł.
A z okna miałam widok na urocze śmietniki. Zawsze chciałam mieć taki widok z okna. To wcale nie był sarkazm. Mrug - mrug 😉
17 lutego to Dzień Kota. Ubrałam się więc stosownie do okazji.
I ruszyłam na Piotrkowską w poszukiwaniu jedzenia. Eee tak właściwie to cały czas byłam na Piotrkowskiej bo tam miałam hostel. Bo Piotrkowska bardzo dłuuuuuuuugaśna jest. Po drodze ukazał się moim oczom taki widok:
Zbliżenie na napis:
A potem mekka śniadaniowa. MekDoneldzzz ;) No dobra wcale nie mekka, ale tam wiedziałam, że się nie struję. Zdecydowałam się na mcmuffin z twarożkiem, rukolą i rzodkiewką. MEGA. Genialne. Pyszne. Jakby to nie był MakKwak wcale. Delikatny idealnie doprawiony twarożek i chrupiąca rzodkiewka. Nawet rukola tam pasowała. Bułeczka miękka i też nie smakowała jak te do burgerów. Niestety 6zł za taką małą kanapkę to drogo, ale raz na jakiś czas można sobie pozwolić.
Potem ruszyłam dalej na poszukiwanie tymczasowej miejscówki mojej uczelni, która jednak okazała się istnieć i działać legalnie. Minęłam kino namalowane na ścianie.
I taką fajną fontannę. Wydawało mi się, że stała po drugiej stronie ulicy. Może przenieśli.
Jako rasowy kolekcjoner słupów musiałam też kolejny uwiecznić. Okazuje się jednak, że słupy przestały znikać i jest ich nawet jakby sporo. Toteż chyba już nie trzeba ich uwieczniać.
Minęłam sobie taki budynek wyglądający jak relikt poprzedniej epoki.
I kolejne kino do którego nie było dojścia.
Dotarłam do znajomej ulicy, przy której wysiadałam z tramwaju wracając z uczelni na stancję.
To skrzyżowanie 10 lat temu wyglądało inaczej. Nie było tego wysokiego wieżowca za cerkwią.
W moim archiwum znalazłam takie zdjęcie wykonane od przeciwnej strony:
Już nie ma od dawna tego podziemnego przejścia.
Wędrujemy dalej i mijamy coś co wygląda na bardzo stary budynek w czasie remontu.
Dalej plac z fontanną - przy tej fontannie nagrano jedną ze scen odcinka Komisarz Alex, w którym Michał Orlicz poznał Ewę Krassowską z którą potem mieli romans. O ile dobrze pamiętam, to fontanna w nocy świeci kolorkami. Byłyśmy tu z koleżankami ponad 10 lat temu. ;)
Idziemy dalej i mijamy kolejne skrzyżowanie. W tle majaczy kawalątek dworca Łódź Fabryczna po przebudowie. Później pokażę wam z bliska więcej.
Dzieło nabazgrane na skrzynce elektrycznej czy tam telefonicznej lub innej. Nie znam się. Ale dzieło wygląda na pastisz dziewczyny z perłą.
Dotarłam na uczelnię. I w tym miejscu zaczęła się zabawa. Najpierw w dziekanacie dowiedziałam się, że powinnam była właściwie chodzić na jakieś zajęcia, bo niby jak ja sobie to wyobrażam.
Nie chodziłam, bo miałam być na zaocznych, a zamiast tego wylądowałam na dziennych. Poza tym nie było żadnego planu zajęć, więc był to tryb bardzo mocno zindywidualizowany... Skończyło się na tym, że miałam czekać aż przyjedzie mój promotor.
Czekałam na niego w takiej niby "kawiarence" czyli właściwie "pokoju socjalnym" dla studentów.
Pokój urządzony meblami od sasa do lasa ale wygodny. Spędziłam tam ponad godzinę.
Kiedy przyjechał promotor, to... musiałam poczekać aż wpisze zaliczenia innym studentom. Potem porozmawiał z nami (są jeszcze 2 osoby w mojej sytuacji - powtórka roku dyplomowego) i powiedział, że on właściwie nic nie wie i protokoły zaliczeń będą w marcu dopiero i wtedy wpiszą zaliczenia... a potem odrzucił mi kolejne pomysły na dyplom.
Czyli poza kontaktem do jednej z osób i legitymacją (z czego akurat się cieszę, bo w moim mieście studenci z ważną legitką jeżdżą za darmo) nic właściwie nie załatwiłam. Zmarnowałam czas i pieniądze. Moje studia to żart. Jeśli myśleliście, że mój blog jest nienormalny, to chyba właśnie zmieniliście zdanie.
Przerywamy program, żeby nadać Kącik Panny Anny:
Panna Anna poprawiła mi nastrój podsyłając zdjęcia małpek Monchhichi, które można kupić w jednym z markietów.
Trochę drogawe, ale kochane i miziaste. Aż miałam ochotę polecieć do najbliższego markietu tej sieci w Łodzi i kupić, bo żadnej małpki w podróż nie zabrałam. Udało mi się powstrzymać od wydatku, bo niestety chwilowo sytuacja nie pozwala. Ale gdyby ktoś szukał dla mnie prezentu z jakiejkolwiek okazji, to kupując mi małpkę zawsze trafi w dziesiątkę. ;)
Wracamy do Łodzi. Nie wiem czy głóg to czy jarzębina, bo się nie znam na botanice. Ale ładne i żółte.
Udałam się do markietu celem nabycia klapek kąpielowych, bo durna pała zapomniała i nie miała jak się wykąpać...
Po dokonaniu niezbędnych zakupów wsiadłam sobie do tramwaju i kupiłam bilet... nastąpił tu przypał roku w moim wykonaniu. Bilet kupiłam... ale nie skasowałam. Bo w moim mieście automat w autobusie sprzedaje już skasowane bilety, a ten sprzedawał takie do skasowania... na szczęście zorientowałam się na czas, więc obeszło się bez mandatu.
A oto i obiecany dworzec Łódź Fabryczna po przebudowie. Zrobił się wielki i nowoczesny. Jakiś taki jednak bezosobowy. Tamten miał bardziej osobisty charakter. I obok stały nieodłączne budki z kebabami, zapiekankami, hotdogami i burgerami. Co minione niestety nie wróci.
Nie odmówię urody jego architekturze. Całkiem on ładny.
I całkiem schludny czego o tamtym niestety już nie można było powiedzieć. Coś za coś.
W archiwum znalazłam stare zdjęcie:
Byłam pewna, że mam jeszcze jedno z innej strony, ale nie mogę go znaleźć... ot minusy bycia maniakalnym pstrykaczem bałaganiarzem - masz za dużo zdjęć walających się dosłownie wszędzie. ;)
Kupiłam bilet powrotny i znowu wsiadłam do tramwaju. Tym razem pamiętałam żeby skasować bilet. ;)
Przez okno tramwaju zrobiłam jeszcze zdjęcie widoku na pobliże dworca. Ciekawa jestem czy te fabryki to naprawdę jeszcze działają, czy budynkom nadano fabryczny wygląd dla picu. ;)
A gdy wysiadłam z tramwaju moim oczom ukazały się kolorowe wiatraczki
Firma budowlana tak osłoniła płot placu budowy.
Moim zdaniem genialny pomysł. Szkoda tylko, że niektórzy mieszczanie postanowili zabrać sobie wiatraczki ze sobą...
Nie zapominajmy, że kiedyś to był bardzo lalkowy blog. Wciąż mnie ciągnie, tym bardziej, że nie mam azjatów w kolekcji, ale cena ponad 100zł studzi emocje.
Miejscówka do uskrzydlonych selfików.
Kiedy jechałam tramwajem przez okno widziałam napis "pralnia mózgu" ale nie zdążyłam uwiecznić. Toteż napis "pierz mózg" już musiałam.
Ponownie przerwa na Kącik Panny Anny, która w czasie mojej wędrówki do hostelu zasiadła z kawą i słodkościami do lektury mojego bloga.
A ja minęłam lokal o wdzięcznej nazwie "woda sodowa" - sprawdzę następnym razem
I dotarłam do hostelu o wdzięcznej nazwie Relax.
Pomijając ten widok na śmietniki, to naprawdę fajne miejsce. Kamieniczne podwórze oddziela nas od hałasu ulicy a brama zapewnia dodatkowe bezpieczeństwo.
Wtorek
A teraz troszkę minusów pokoju. Po pierwsze w poprzednim hostelu miałam umywalkę w pokoju co ułatwiało wiele. Ale bez tego da się obejść. Natomiast dziwi mnie, że nie sprzątnięto wszystkich szuflad. W jednej znalazłam czyjeś kapcie. A w innej gazetkę z czyimiś notatkami dotyczącymi miejsc wartych zwiedzania.
A kiedy człowiek płaci 80zł to może oczekiwać prześcieradła, które nie było dziurawe i cerowane.
Ale pomijając te drobne mankamenty polecam ze względu na bliskość centrum. Niestety zapomniałam sfotografować łazienkę na korytarzu. Mała ale w miarę czysta. I w ogóle odkurzano i sprzątano hostel codziennie.
Na pożegnanie zrobiłam sobie kilka zdjęć podwórza
z widokiem na bramę
Nie pomijając śmietników ;)
Przechodzimy przez bramę i już jesteśmy na Piotrkowskiej
Czekając na taksówkę uwieczniłam kilka widoczków
Takich sobie tam zwykłych.
Do tego różne tramwaje
A w taksówce pan taksówkarz opowiadał o gigantycznym pająku w Australii, którego jego szwagier nie mógł rozgnieść miotłą bo ów walczył i miał siłę byka. Poznałam też jego radę na pająki - ponoć nie lubią zapachu świeżej farby na ścianach, więc należy malować dom co 2 lata, nie lubią też podobno zapachu mięty pieprzowej.
Ja i moja walizka oczekiwałyśmy na dworcu Chojny na nasz pociąg - bezpośredni do Jeleniej.
Dworzec mały i właściwie już funkcjonuje jako przystanek. Zamknięto nawet kasy co zbulwersowało i wkurzyło jedną panią.
W pociągu tym razem miałam prawdziwe miejsce przy oknie i do tego nawet przy stoliku. Co prawda aż do Wrocławia jechałam tyłem, ale dało się przeżyć.
Mijałam place budowy
przejeżdżałam rzeki
Ale nade wszystko pociąg okazał się magicznym wehikułem. Podróżował nie tylko w przestrzeni ale i w CZASIE!
Nagle okazało się, że cofnęłam się w czasie o dwa dni! To pewnie przez to, że jechałam tyłem. ;)
Czytałam sobie gazetkę o kulturze w podróży, żeby zabić nudę
Co do tej kultury to pasażer zmieniający co chwilę miejsca i świecący plecami na granicy spodni raczej powinien się poduczyć kolejowego savoir vivre...
Dalej mijałam rzeki
I kolejne place budowy
Dojechałam do Wrocławia i Sky Tower, które przypomina cygaro lub coś innego
Na dworcu we Wrocławiu postaliśmy chwilę
Zmieniło mi się towarzystwo na dwie głośne panie, które szamały sałatki i inne fastfoody. Potem rozprawiały o koleżankach zdradzających mężów i innych o złym oku, przez które wszystkie pary się rozstają... ;)
A od Wrocławia jechałam przodem do kierunku jazdy co jest dla mojego błędnika znacznie wygodniejsze
Po drodze były kontenery, które kojarzą mi się z portami nadmorskimi
stare budynki
Głośne panie wysiadły
jechaliśmy dalej w deszczu
Mijając inne pociągi
A po deszczu wyszło słońce i pokazała się cudowna tęcza
Krople na szybie w słońcu stworzyły ciekawy efekt do zdjęcia
Aż dojechałam wreszcie na jeleniogórski dworzec.
I bardzo głodna pobiegłam do rodziców na obiad
No dobra zatrzymałam się żeby zrobić zdjęcie skałkom i drzewom
I zwłokom plastikowego kurczaczka...
A potem pochłonęłam ogórkową.
Wracając do siebie zauważyłam kolejną dziurę.
Środa
Ja naprawdę nie widzę żadnej wrzuty i żadnego koguta
Zgadzam się z poniższym względem niewidzialnej wrzuty ;)
uliczka, która miała być nazwana nazwiskiem znanego kiedyś przewodnika Sudeckiego, ale komuś się nie podobało, że podobno miał skłonności homoseksualne...
jakiś rymont lub budowa
widok na dworzec
holownik
Sanczo Pansa i Don Kiszot
Kicia już się zaaklimatyzowała. Ma wreszcie blisko swojego pana i sypia z nim co noc... w ciągu dnia zresztą też.
A ja zamiast zjeść grzecznie obiad powędrowałam na spotkanie z Panną Anną.
Dziurawa ta Jelenia. Jeszcze chwila i oficjalnie zmieni nazwę...
...na Jelenia Dziura. ;)
Mniejsze dziury, które pokazałam poprzednio zostały zasypane. Chociaż tyle.
Uśmiechnięta doniczka
Ot przyczyna mniejszych dziur - latarnie wymieniają
Może będzie jaśniej, ale czy równie klimatycznie?
Poznajecie miejscówkę?
Ostatnio często wybieramy tą pizzerię. Cienkie ciasto i dobry smak. Brakuje nam jednak wyboru rozmiaru, bo czasem chciałybyśmy mniejszą pizzę.
Podają tu dobrą herbatę zaparzaną z "liścia" a nie "szczura" (torebki na "smyczy").
Panna Anna dumnie pokazuje, że jest czytelniczką mojego bloga. Bardzo sobie cenię każdego czytelnika i jego uwagi.
Kącik Panny Anny:
Razem ze mną na spotkaniu był Oskar, którego Ania uwieczniła
Przy herbacie zawsze dobrze się rozmawia. O stresach w domu, o tęsknotach i innych takich tam.
Są i nasze pizze. Początkowo planowałam zamówić moją bez tej słonej szynki. I powinnam tak była zrobić bo trochę ta szynka psuła mi smak. Lubię słoną szynkę ale nie jestem zwolennikiem mięsa na pizzy... chyba, że jest to grillowany kurczak. Dokonałyśmy wymiany pizz po kawałku. Pizza Panny Anny była bardzo smaczna chociaż też miała szynkę (ale nie słoną) i pieczarki (a ja nie lubię grzybów).
Potem powędrowałyśmy do galerii handlowej (czyli takiego większego piętrowego markietu) i podziwiałyśmy pluszaki na wystawie - to podobno wilki ale równie dobrze mogą udawać owczarki niemieckie a my obie kochamy owczarki niemieckie
A tu ktoś ukradł był dwie naklejki z książeczki. Nieładnie.
Ja się pytam dlaczego takich bluz nie ma w rozmiarach XL dla dorosłych z nadwagą? Nosiłabym.
Się znak wygiął z wrażenia. ;)
Tłusty Czwartek
Wsiadłam do autobusu
minęłam plac budowy markietu
maszynę zamiatającą ulice... podłączoną do koparki
Dziura trochę urosła i lekko zdezorganizowała ruch uliczny
Jak wysiadłam to moim oczom ukazała się połamana ramka za płotem
I auto, które ktoś dostał od bezdomnego. Ja poproszę o namiary, może ów bezdomny ma coś jeszcze fajnego do oddania. ;)
A w innym aucie była "pściółka"
Skoro tłusty czwartek, to bez pączusiów się nie obeszło
Najlepiej smakują z gorącą herbatą
I nawet nadzienia nie poskąpili.
Kącik Panny Anny:
W tym czasie Panna Anna również spożywała pączusia i popijała go kawą. Takie wspólne jedzenie na odległość to całkiem fajna sprawa, chociaż wolałabym się spotkać w cukierni. Niestety nie wyszło nam spotkanie tego dnia.
Do czasu mojego powrotu dziurę zdążyli zasypać. Uf.
Mój brak okularów sprawił, że z daleka wydawało mi się, że na tej naklejce napisane było "trzymaj się polskich wartości" i już miałam się oburzyć, więc podeszłam zrobić zdjęcie a tu zonk. No człowiek przypał. ;)
Usiadłam więc grzecznie i pojechałam do domu.
Zastałam śpiącą koparkę.
Chyba było jej smutno tak samej spać.
Na osiedlu była też karetka. Mam nadzieję, że nikomu nic złego się nie stało a karetka po prostu została tam na chwilę zaparkowana.
Piątek
Kolejny plac budowy. Co to będzie? Markiet, usługowy czy mieszkalny?
Dziura coraz bardziej zasypana i nawet ogrodzenie się zmniejszyło.
O proszę. Macie dowód.
Na chodniku leżała sobie papierowa torebka z napisami.
Na zbliżeniu doczytałam słowo mikroekonomia. Jakaś notatka studenta chyba. ;)
Eryk wlazł do pralki i udawał kosmonautę
Wyszedł jak mu zaproponowałam, że włączę funkcję czyszczenia bębna razem z nim w środku. ;) Oglądał jak telewizję.
My zresztą też. Jak się nie ma telewizora ani internetu to zostaje radio i pralka. ;)
Wracając do domu spotkałam przemiłą zieloną żabkę ;)
I lekko zniesmaczonego niedźwiadka
może przesadził z kręceniem się na karuzeli i teraz źle się czuje...
A jak wróciłam ku swojej radości zauważyłam, że koparka ma towarzystwo ;)
A wieczorem uruchomiłam Gadu Gadu (w czasie jednej z radiowych audycji można za jego pomocą wysyłać pozdrowienia):
Absolutnie wcale mnie nie dziwi, że Amerykański Marines używa typowo polskiego komunikatora i w dodatku nie ma problemu z pisaniem po polsku... no wcale mnie nie dziwi. Lecę na kawę. :D
Ktoś inny chciał mi całować stopy. No spoko, ale niech najpierw zdezynfekuje sobie usta żeby mnie czymś nie zaraził. ;)
Sobota
Prasówka! I to jaka. Tomasz Kammel wietrzy nogi...
Aż krokusy z wrażenia zakwitły w lutym!
W galeryji handlowej jakaś akcja i zamieszanie
Ale ja na to nie zważam, bo napaliłam się na palnik gazowy. Na kuchence indukcyjnej nie da się przypalić cebuli potrzebnej do rosołu.
Jestem dużą dziewczynką radzącą sobie samodzielnie w sklepie budowlanym. Ha!
I mają nawet kasę z głuchoniemą Panią. Powiem wam, że to była najlepsza obsługa! Nikt cię nie nagabuje o kupno dodatkowych pierdółek w promocji, nie pyta czy chcesz fakturę. Podajesz, pokazujesz, że płacisz kartą, płacisz i wychodzisz. Cisza i spokój.
Jeśli interesuje was jak wygląda wnętrze betoniarki to...
...wiecie, że możecie na mnie liczyć w kwestii zaspokojenia waszej ciekawości, prawda? Komuś jednak Betoniarka pomyliła się ze śmietnikiem. Ja wiem, że Śmieciarka i Betoniarka to podobne słowa, ale jednak jest różnica!
Instalacja artystyczna z taczek ;)
Gdzie strumyk płynie z wolna
tra lala lala la
Widok na góry
Wybuchowa okolica. Mam nadzieję, że ta strefa jest względnie mała i nie grozi mi obudzenie się bez dachu nad głową. ;)
A jeśli interesowało was kiedyś co jest w ziemi zakopane pod latarnią, to też wam pokażę. Takie oto betonowe bloki.
Z dziurką
A w środku jeszcze większa dziurka ;)
na budowie cisza i spokój bo weekend
ciężarówki dotrzymują towarzystwa koparkom
Nasza znajoma koparka jest jakby radośniejsza
Już nie musi spać sama ;)
 ma towarzystwo
A krokusy naprawdę kwitną... w lutym...
No i masz! Kolejna dziura!
Idę do rodziców. Pomiziam sobie kota. Zjem obiad. Przestanę myśleć o dziurach. ;)
 Będzie tego! Dzięki za uwagę!
Nagroda
Jak wiecie (albo jeśli nie wiedzieliście, to już będziecie wiedzieli) mamy rok Szczura. Ja też urodziłam się w roku szczura. Zabawny fakt - osoby urodzone w takim roku podobno dobrze sprawdzają się w zawodzie pisarza lub komika. Komediowe pisanie to kwintesencja tego bloga. Toteż mój ulubiony szczur z komediowej bajki Ratatuj! będzie na orderze w tym tygodniu. Remy to smakosz jak ja. Tylko gotuje sto razy lepiej. Haha.
Howgh!

2 komentarze:

  1. Też jestem z roku Szczura :):) Dziękuję za wspaniałą wycieczkę !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. As reported by Stanford Medical, It's in fact the ONLY reason this country's women live 10 years more and weigh an average of 42 lbs less than we do.

    (And by the way, it has NOTHING to do with genetics or some secret-exercise and really, EVERYTHING about "how" they are eating.)

    BTW, What I said is "HOW", not "what"...

    Tap this link to reveal if this little quiz can help you release your true weight loss possibility

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :))